Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.
Koszty dostawy
Cena nie zawiera ewentualnych kosztów płatności
Kraj wysyłki:
Opinie o produkcie (1)
Michał
31 października 2022
WOLVERINE KONTRA ELEKTRA
Wolverine i Japonia się lubią. To już klasyk, temat samograj. W końcu nawet o tym traktowała pierwsza miniseria z tym bohaterem. Była też manga z nim w roli głównej, w wykonaniu Tsutomu Niheiego, chociaż akurat mangą ciężko było to do końca nazwać. A gdzieś pomiędzy powstała ta historia, napisana przez znakomitego Grega Ruckę, z całkiem udanymi rysunkami mangaki Yoshitaki Amano i warto po nią sięgnąć, jeśli lubicie Rosomaka albo japońskie klimaty. A no i jeszcze Elektrę, która jest przecież równie ważną i równie mocno czerpiącą z azjatyckich klimatów postacią. Tylko pamiętajcie, że to nie tyle komiks, ile albo picture book, albo artbook uzupełniony o tekst literacki (zależy od podejścia).
Elektra Nachios, płatna zabójczyni, dostaje kolejne, rutynowe zdawałoby się zadanie likwidacji naukowca. Świadków też mu się pozbyć. Ale na jej drodze staje Wolverine, broniący pewnej nastolatki, która może być dla niego bardzo istotna. Zaczyna się walka na śmierć i życie, a także swoista próba odkrycia o co tu naprawdę chodzi…
Przyznam szczerze, że swego czasu wręcz marzyło mi się, by ten komiks ukazał się po polsku. Było to lata temu, kiedy panował w Polsce boom na mangę i anime, amerykański komiks wciąż miał się tu jeszcze nieźle, choć już nastał kryzys, a historie takie, jak ta, wydawały się spełnieniem marzeń każdego dzieciaka, który od paru lat zaczytywał się i komiksami od TM-Semic, i biegał do kiosku po „Kawaii”, a popołudniami oglądał zarówno „Dragon Balla” i „Sailorki”, jak i animowanego „Batmana” czy „Spider-Mana”. No ale chociaż rzecz wyszła już dobre dwie dekady temu, dopiero teraz mamy szansę ją poznać. Lepiej jednak późno, niż wcale, jak to mówią.
Zatem jest i dobrze, że jest, bo to dobry komiks. Greg Rucka nie raz pokazał, że jest świetnym scenarzystą, pisał choćby znakomity run z trzeciego volume’u „Wolverine’a” czy „Elektrę” z czasów „Marvel Knights”, ale zanim je stworzył, zrobił to dzieło. Dzieło, które nie jest komiksem, a opowiadaniem, całkiem sprawnie napisanym zresztą. Ale i tak, jak na niego przystało, rzecz jest sensacyjna, pełna akcja, z nutą mroku i bardzo ciekawym klimatem. Ten klimat to zasługa rysunków, więc jeszcze do niego wrócę, a zostając przy fabule, mamy tu naprawdę dobre tempo, powagę, dobrze nakreślone postacie, a jednak nie brak w tym wszystkim lekkości typowej dla rozrywkowych opowieści, które skierowane są zarówno do fanów postaci, jak i nowych odbiorców, którym rzecz wpadłaby w oko.
A wpada bo Yoshitaka Amano, artysta, który pracował i nad kultowymi mangami („Vampire Hunter D”) i udzielał się także na polu amerykańskiego komiksu („The Sandman: The Dream Hunters”) serwuje nam naprawdę niezłe plansze. Niezłe, nie genialne, ale jednak miłe dla oka, choć czasem niechlujne. Trochę w klimacie wspomnianego już Niheiego, a trochę w klimatach japońskiego malarstwa. Mało tu typowej mangi, więcej orientalnej roboty graficznej, która nie atakuje nas wielkimi oczami i nad ekspresją, a sporą dozą realizmu, szalonej zabawy barwanu i specyficznego, ale jednak trafnego podejścia.
Po prostu świetna rzecz. Nie komiks, nie tak do końca, ale i dla miłośników komiksu, i dla fanów grafiki, i nawet dla tych, którzy lubią literaturę, rzecz warta poznania. I warta wracania do niej, szczególnie dla tych grafik.
Pliki cookies i pokrewne im technologie umożliwiają poprawne działanie strony i pomagają nam dostosować ofertę do Twoich potrzeb. Możesz zaakceptować wykorzystanie przez nas wszystkich tych plików i przejść do sklepu lub dostosować użycie plików do swoich preferencji, wybierając opcję "Dostosuj zgody".
W tym miejscu możesz określić swoje preferencje w zakresie wykorzystywania przez nas plików cookies.
Te pliki są niezbędne do działania naszej strony internetowej, dlatego też nie możesz ich wyłączyć.
Te pliki umożliwiają Ci korzystanie z pozostałych funkcji strony internetowej (innych niż niezbędne do jej działania). Ich włączenie da Ci dostęp do pełnej funkcjonalności strony.
Te pliki pozwalają nam na dokonanie analiz dotyczących naszego sklepu internetowego, co może przyczynić się do jego lepszego funkcjonowania i dostosowania do potrzeb Użytkowników.
Te pliki wykorzystywane są przez dostawcę oprogramowania, w ramach którego działa nasz sklep. Nie są one łączone z innymi danymi wprowadzanymi przez Ciebie w sklepie. Celem zbierania tych plików jest dokonywanie analiz, które przyczynią się do rozwoju oprogramowania. Więcej na ten temat przeczytasz w Polityce plików cookies Home.
Dzięki tym plikom możemy prowadzić działania marketingowe.
Michał
WOLVERINE KONTRA ELEKTRA Wolverine i Japonia się lubią. To już klasyk, temat samograj. W końcu nawet o tym traktowała pierwsza miniseria z tym bohaterem. Była też manga z nim w roli głównej, w wykonaniu Tsutomu Niheiego, chociaż akurat mangą ciężko było to do końca nazwać. A gdzieś pomiędzy powstała ta historia, napisana przez znakomitego Grega Ruckę, z całkiem udanymi rysunkami mangaki Yoshitaki Amano i warto po nią sięgnąć, jeśli lubicie Rosomaka albo japońskie klimaty. A no i jeszcze Elektrę, która jest przecież równie ważną i równie mocno czerpiącą z azjatyckich klimatów postacią. Tylko pamiętajcie, że to nie tyle komiks, ile albo picture book, albo artbook uzupełniony o tekst literacki (zależy od podejścia). Elektra Nachios, płatna zabójczyni, dostaje kolejne, rutynowe zdawałoby się zadanie likwidacji naukowca. Świadków też mu się pozbyć. Ale na jej drodze staje Wolverine, broniący pewnej nastolatki, która może być dla niego bardzo istotna. Zaczyna się walka na śmierć i życie, a także swoista próba odkrycia o co tu naprawdę chodzi… Przyznam szczerze, że swego czasu wręcz marzyło mi się, by ten komiks ukazał się po polsku. Było to lata temu, kiedy panował w Polsce boom na mangę i anime, amerykański komiks wciąż miał się tu jeszcze nieźle, choć już nastał kryzys, a historie takie, jak ta, wydawały się spełnieniem marzeń każdego dzieciaka, który od paru lat zaczytywał się i komiksami od TM-Semic, i biegał do kiosku po „Kawaii”, a popołudniami oglądał zarówno „Dragon Balla” i „Sailorki”, jak i animowanego „Batmana” czy „Spider-Mana”. No ale chociaż rzecz wyszła już dobre dwie dekady temu, dopiero teraz mamy szansę ją poznać. Lepiej jednak późno, niż wcale, jak to mówią. Zatem jest i dobrze, że jest, bo to dobry komiks. Greg Rucka nie raz pokazał, że jest świetnym scenarzystą, pisał choćby znakomity run z trzeciego volume’u „Wolverine’a” czy „Elektrę” z czasów „Marvel Knights”, ale zanim je stworzył, zrobił to dzieło. Dzieło, które nie jest komiksem, a opowiadaniem, całkiem sprawnie napisanym zresztą. Ale i tak, jak na niego przystało, rzecz jest sensacyjna, pełna akcja, z nutą mroku i bardzo ciekawym klimatem. Ten klimat to zasługa rysunków, więc jeszcze do niego wrócę, a zostając przy fabule, mamy tu naprawdę dobre tempo, powagę, dobrze nakreślone postacie, a jednak nie brak w tym wszystkim lekkości typowej dla rozrywkowych opowieści, które skierowane są zarówno do fanów postaci, jak i nowych odbiorców, którym rzecz wpadłaby w oko. A wpada bo Yoshitaka Amano, artysta, który pracował i nad kultowymi mangami („Vampire Hunter D”) i udzielał się także na polu amerykańskiego komiksu („The Sandman: The Dream Hunters”) serwuje nam naprawdę niezłe plansze. Niezłe, nie genialne, ale jednak miłe dla oka, choć czasem niechlujne. Trochę w klimacie wspomnianego już Niheiego, a trochę w klimatach japońskiego malarstwa. Mało tu typowej mangi, więcej orientalnej roboty graficznej, która nie atakuje nas wielkimi oczami i nad ekspresją, a sporą dozą realizmu, szalonej zabawy barwanu i specyficznego, ale jednak trafnego podejścia. Po prostu świetna rzecz. Nie komiks, nie tak do końca, ale i dla miłośników komiksu, i dla fanów grafiki, i nawet dla tych, którzy lubią literaturę, rzecz warta poznania. I warta wracania do niej, szczególnie dla tych grafik.