Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.
Fear Agents przysięgali bronić Ziemi przed najeźdźcami z kosmosu. Jednak kilka lat po odparciu inwazji większość Agentów ginie w tajemniczych okolicznościach. Większość, ale nie Heath Huston, który staje przed ważną decyzją: zalewać smutki alkoholem, czy po raz ostatni stanąć w obronie macierzystej planety.
Scenarzysta: Rick Remender Ilustrator: Tony Moore, Jerome Opena Seria: Fear Agent (#1) Format: 170x260 mm Liczbastron: 248 Oprawa: miękka Papier: kredowy Druk: kolor
Koszty dostawy
Cena nie zawiera ewentualnych kosztów płatności
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką:
57,00 zł
Jeżeli produkt jest sprzedawany krócej niż 30 dni, wyświetlana jest najniższa cena od momentu, kiedy produkt pojawił się w sprzedaży.
FACECI W CZERNI LECĄ W KOSMOS
Rick Remender dotychczas dał nam się poznać, jako twórca raczej poważnych komiksów. Czy to w depresyjnej, mimo optymizmu, „Głębi”, czy w szalonym „Deadly Class”, czy nawet w stricte rozrywkowych „Uncanny Avengers” i „Axis” próżno było szukać jakiejś większej dawki humoru. „Fear Agent” jest inny. To lekka komedia science fiction o typowym twardzielu, który śmiało odnalazłby się w kinie akcji lat 80. i 90. Miłośnicy szalonych acz spektakularnych popisów wyobraźni w stylu „Facetów w czerni” i kosmicznych klimatów podanych, kolokwialnie mówiąc, z jajem i pazurem, będą z tej serii bardzo zadowoleni.
Heath Huston kiedyś był jednym z Agentów Strachu, twardzieli broniących Ziemi przed kosmicznymi zagrożeniami. Teraz z całej ekipy został tylko on, ale daleko mu do dawnej świetności, tak samo, jak i do trzeźwości. Pije więc, eksterminuje kolejnych kosmitów, zmaga się z problemami, aż pewnego dnia odkrywa, że obcy, jak przed laty, znów zagrażają jego planecie. Musi więc odstawić kieliszek i wrócić do akcji, ale czy będzie miał jakąkolwiek szansę w starciu z przeważającymi siłami wroga?
Czego w tej serii nie ma! Ok, nie ma oryginalności, ale akurat w tym wypadku wcale jej nie potrzeba. Jest natomiast wszystko to, czego możecie oczekiwać po komedii SF będącej połączeniem Kina Nowej Przygody z komiksami superhero. Zaczynając od bohatera, który jest niczym to skrzyżowanie Jamesa Bonda, Johna McClane’a, agenta J i Hana Solo (między innymi oczywiście), przez całe bogactwo najróżniejszych, najczęściej zabawnych niezwykłych stworzeń, po wydarzenia i konkretne sceny pełnymi garściami czerpane ze skarbnicy gatunku. Inspiracje można by wymieniać długo, ale każdy najlepiej niech sam zagłębi się w lekturę.
A jest w co, bo nie trzeba oryginalności, by dzieło było udane. Remender bawi się tym, co wchłonął przez lata, jako odbiorca fantastyki i komiksu, łączy, miksuje, ale robi to z wyczuciem i smakiem. Całość jest zabawna, humor przypomina mi ten ze wspomnianych już nie raz „Facetów w czerni”, ale bywa też krwawo, spektakularnie, niebezpiecznie i widowiskowo. Lekkość i umowność całości sprawiają, że komiks dosłownie połyka się na raz, choć pierwszy album z serii jest słusznej grubości – w końcu składa się na niego dziesięć zeszytów uzupełnionych o szkice.
A co z szatą graficzną? Okładka może tego nie zwiastuje (to w sumie jedyne, co w całości bym zmienił), ale rzecz jest narysowana naprawdę dobrze. Tony Moore, tak, ten od „Żywych trupów” i „Deadpoola”, z pomocą Jerome’a Opeñi, z którym Remender pracował nad „Wolverine’em” czy „Punisherem” oferują nam lekkość stylu, łączącego realizm z cartoonowymi naleciałości. Ma to swój urok i jest po prostu miłe dla oka. Przede wszystkim jednak dobrze oddaje wszystkie aspekty „Fear Agent”.
Trzeba dodawać coś więcej? Kto lubi humorystyczne SF (ale dostatecznie poważne, by serwowało też emocje), nie zawiedzie się. Ja jestem zadowolony i mam ochotę na więcej.
Pliki cookies i pokrewne im technologie umożliwiają poprawne działanie strony i pomagają nam dostosować ofertę do Twoich potrzeb. Możesz zaakceptować wykorzystanie przez nas wszystkich tych plików i przejść do sklepu lub dostosować użycie plików do swoich preferencji, wybierając opcję "Dostosuj zgody".
W tym miejscu możesz określić swoje preferencje w zakresie wykorzystywania przez nas plików cookies.
Te pliki są niezbędne do działania naszej strony internetowej, dlatego też nie możesz ich wyłączyć.
Te pliki umożliwiają Ci korzystanie z pozostałych funkcji strony internetowej (innych niż niezbędne do jej działania). Ich włączenie da Ci dostęp do pełnej funkcjonalności strony.
Te pliki pozwalają nam na dokonanie analiz dotyczących naszego sklepu internetowego, co może przyczynić się do jego lepszego funkcjonowania i dostosowania do potrzeb Użytkowników.
Te pliki wykorzystywane są przez dostawcę oprogramowania, w ramach którego działa nasz sklep. Nie są one łączone z innymi danymi wprowadzanymi przez Ciebie w sklepie. Celem zbierania tych plików jest dokonywanie analiz, które przyczynią się do rozwoju oprogramowania. Więcej na ten temat przeczytasz w Polityce plików cookies Home.
Dzięki tym plikom możemy prowadzić działania marketingowe.
Michał Lipka
FACECI W CZERNI LECĄ W KOSMOS Rick Remender dotychczas dał nam się poznać, jako twórca raczej poważnych komiksów. Czy to w depresyjnej, mimo optymizmu, „Głębi”, czy w szalonym „Deadly Class”, czy nawet w stricte rozrywkowych „Uncanny Avengers” i „Axis” próżno było szukać jakiejś większej dawki humoru. „Fear Agent” jest inny. To lekka komedia science fiction o typowym twardzielu, który śmiało odnalazłby się w kinie akcji lat 80. i 90. Miłośnicy szalonych acz spektakularnych popisów wyobraźni w stylu „Facetów w czerni” i kosmicznych klimatów podanych, kolokwialnie mówiąc, z jajem i pazurem, będą z tej serii bardzo zadowoleni. Heath Huston kiedyś był jednym z Agentów Strachu, twardzieli broniących Ziemi przed kosmicznymi zagrożeniami. Teraz z całej ekipy został tylko on, ale daleko mu do dawnej świetności, tak samo, jak i do trzeźwości. Pije więc, eksterminuje kolejnych kosmitów, zmaga się z problemami, aż pewnego dnia odkrywa, że obcy, jak przed laty, znów zagrażają jego planecie. Musi więc odstawić kieliszek i wrócić do akcji, ale czy będzie miał jakąkolwiek szansę w starciu z przeważającymi siłami wroga? Czego w tej serii nie ma! Ok, nie ma oryginalności, ale akurat w tym wypadku wcale jej nie potrzeba. Jest natomiast wszystko to, czego możecie oczekiwać po komedii SF będącej połączeniem Kina Nowej Przygody z komiksami superhero. Zaczynając od bohatera, który jest niczym to skrzyżowanie Jamesa Bonda, Johna McClane’a, agenta J i Hana Solo (między innymi oczywiście), przez całe bogactwo najróżniejszych, najczęściej zabawnych niezwykłych stworzeń, po wydarzenia i konkretne sceny pełnymi garściami czerpane ze skarbnicy gatunku. Inspiracje można by wymieniać długo, ale każdy najlepiej niech sam zagłębi się w lekturę. A jest w co, bo nie trzeba oryginalności, by dzieło było udane. Remender bawi się tym, co wchłonął przez lata, jako odbiorca fantastyki i komiksu, łączy, miksuje, ale robi to z wyczuciem i smakiem. Całość jest zabawna, humor przypomina mi ten ze wspomnianych już nie raz „Facetów w czerni”, ale bywa też krwawo, spektakularnie, niebezpiecznie i widowiskowo. Lekkość i umowność całości sprawiają, że komiks dosłownie połyka się na raz, choć pierwszy album z serii jest słusznej grubości – w końcu składa się na niego dziesięć zeszytów uzupełnionych o szkice. A co z szatą graficzną? Okładka może tego nie zwiastuje (to w sumie jedyne, co w całości bym zmienił), ale rzecz jest narysowana naprawdę dobrze. Tony Moore, tak, ten od „Żywych trupów” i „Deadpoola”, z pomocą Jerome’a Opeñi, z którym Remender pracował nad „Wolverine’em” czy „Punisherem” oferują nam lekkość stylu, łączącego realizm z cartoonowymi naleciałości. Ma to swój urok i jest po prostu miłe dla oka. Przede wszystkim jednak dobrze oddaje wszystkie aspekty „Fear Agent”. Trzeba dodawać coś więcej? Kto lubi humorystyczne SF (ale dostatecznie poważne, by serwowało też emocje), nie zawiedzie się. Ja jestem zadowolony i mam ochotę na więcej.