Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.
Koszty dostawy
Cena nie zawiera ewentualnych kosztów płatności
Kraj wysyłki:
Opinie o produkcie (1)
Michał Lipka
4 marca 2019
TE SAME CYKADY, INNY PŁACZ
Sięgając po pierwszy tom „Gdy zapłaczą cykady” nie wiedziałem właściwie czego się spodziewać. I nie chodzi o fabułę, bo ta akurat w pewnym stopniu była mi jasna, ale o samo wykonanie. Mimo iż mangi, nawet te będące adaptacjami anime, gier i innych rzeczy są udane (a i spotkałem kilka genialnych ich przedstawicieli), wciąż nie potrafię do końca przekonać się do tego typu dzieł. Na szczęście niniejsza seria okazała się naprawdę udana, a choć pierwszy tom był rzeczą zamkniętą, byłem ciekaw co autor przygotował w kolejnych częściach. Jakie było moje zdziwienie, kiedy zaczynając lekturę „Księgi dryfującej bawełny” trafiłem znów w to samo miejsce. Ten sam bohater, ten sam początek, te same wydarzenia… Co się dzieje? Alternatywna wersja czy może coś zupełnie innego? Cóż, o tym musicie przekonać się sami, ale szansa na przeżycie raz jeszcze przygód Keiichiego, tylko że jednak innych, z zupełnie inaczej rozłożonymi akcentami, okazała się naprawdę ciekawym doświadczeniem. Lepszym nawet od „Księgi uprowadzenia przez demony”.
Nastoletni Keiichi przeprowadza się do górskiej wioski Hinamizawy , gdzie zaprzyjaźnia się z kilkoma dziewczynami, a z jedną z nich zaczynają łączyć go nieco bliższe stosunki. Miło spędza czas, wszyscy razem bawią się, żartują, ale ich sielankę przerywa odkrycie informacji o morderstwie, które miało miejsce w tej okolicy – morderstwie wciąż jakże zagadkowym. Keiichi postanawia przyjrzeć się sprawie z bliska i odkryć co właściwie dzieje się w tym niemalże odciętym od świata miejscu. Jednocześnie przekonuje się, że jego znajome mogą mieć z tym wszystkim o wiele więcej wspólnego, niż byłby gotów przyznać…
Kiedy zacząłem czytać ten tom „Cykad”, a zarazem zacząłem także myśleć o zrecenzowaniu go, postanowiłem, że w tym miejscu porównam go z serią filmów „Boogeyman”. Jeśli kojarzycie tylko trylogię z lat 2005-2008, nie zrozumiecie dlaczego, ale każdy kto pamięta tetralogię Ulliego Lommela zapoczątkowaną w roku 1980, zna już powód. Druga i trzecia część tej serii były bowiem niczym innym, jak tymi samymi filmami, co jedynka. Autor dokręcił nieco scen, a całą pierwszą część umieścił jako wspomnienia/sny. W ten sposób po raz drugi i trzeci sprzedał widzom dokładnie to samo. Zrezygnowałem jednak z takich porównań, bo drugie „Cykady” nie są tym samym, co jedynka. Owszem mamy te same postacie, wydarzenia i miejsce akcji, ale różnią się szczegóły, które z czasem urastają do rozmiarów wątków wiodących.
„Księga nawiedzenia przez demony” była bardziej skupiona na grozie, morderstwach i niepewności. „Bawełna” idzie inną drogą, bo od początku koncentruje się na relacjach między bohaterami, rozdwojeniu jaźni (?) jednej z dziewczyn i wątku miłosnym, który związany zostaje między Keiichim, a jedną z osobowości (?) jego przyjaciółki. Atmosfera jest inna, bardziej sielska, lekka, ale nie brak tu grozy i niepewności. Więcej za to mamy tła obyczajowego, poznajemy lepiej rodziców głównego bohatera, a także samą Hinamizawę. Co jest dla mnie jak najbardziej na plus, bo właśnie wątki przyziemne, życiowe i romantyczne zawsze do mniej najbardziej trafiają. Za to uwielbiam horrory Stephena Kinga, w których to, co niezwykłe, nie atakuje nas z każdej strony. I to kupiło mnie w tym tomiku.
Na plus zmieniła się też szata graficzna, która zachowała podobną stylistykę i lekkość, ale więcej w niej detali i swoistej ostrości. Świetnie też oddaje zarówno słodycz, urok, jak i mrok całości. Efekt finalny, łącznie z nieco spowolnionym, stonowanym scenariuszem, ukazującym nam inną stronę znanych już wydarzeń i puszczającym oko do czytelników znających poprzednią część, jest znakomity. Lektura „Bawełny” okazała się dla mnie wciągającym i emocjonującym przeżyciem, tym przyjemniejszym, że rozpisanym na blisko pół tysiąca stron. Dlatego polecam gorąco i mam nadzieję, że kolejne części utrzymają tak znakomity poziom.
Pliki cookies i pokrewne im technologie umożliwiają poprawne działanie strony i pomagają nam dostosować ofertę do Twoich potrzeb. Możesz zaakceptować wykorzystanie przez nas wszystkich tych plików i przejść do sklepu lub dostosować użycie plików do swoich preferencji, wybierając opcję "Dostosuj zgody".
W tym miejscu możesz określić swoje preferencje w zakresie wykorzystywania przez nas plików cookies.
Te pliki są niezbędne do działania naszej strony internetowej, dlatego też nie możesz ich wyłączyć.
Te pliki umożliwiają Ci korzystanie z pozostałych funkcji strony internetowej (innych niż niezbędne do jej działania). Ich włączenie da Ci dostęp do pełnej funkcjonalności strony.
Te pliki pozwalają nam na dokonanie analiz dotyczących naszego sklepu internetowego, co może przyczynić się do jego lepszego funkcjonowania i dostosowania do potrzeb Użytkowników.
Te pliki wykorzystywane są przez dostawcę oprogramowania, w ramach którego działa nasz sklep. Nie są one łączone z innymi danymi wprowadzanymi przez Ciebie w sklepie. Celem zbierania tych plików jest dokonywanie analiz, które przyczynią się do rozwoju oprogramowania. Więcej na ten temat przeczytasz w Polityce plików cookies Home.
Dzięki tym plikom możemy prowadzić działania marketingowe.
Michał Lipka
TE SAME CYKADY, INNY PŁACZ Sięgając po pierwszy tom „Gdy zapłaczą cykady” nie wiedziałem właściwie czego się spodziewać. I nie chodzi o fabułę, bo ta akurat w pewnym stopniu była mi jasna, ale o samo wykonanie. Mimo iż mangi, nawet te będące adaptacjami anime, gier i innych rzeczy są udane (a i spotkałem kilka genialnych ich przedstawicieli), wciąż nie potrafię do końca przekonać się do tego typu dzieł. Na szczęście niniejsza seria okazała się naprawdę udana, a choć pierwszy tom był rzeczą zamkniętą, byłem ciekaw co autor przygotował w kolejnych częściach. Jakie było moje zdziwienie, kiedy zaczynając lekturę „Księgi dryfującej bawełny” trafiłem znów w to samo miejsce. Ten sam bohater, ten sam początek, te same wydarzenia… Co się dzieje? Alternatywna wersja czy może coś zupełnie innego? Cóż, o tym musicie przekonać się sami, ale szansa na przeżycie raz jeszcze przygód Keiichiego, tylko że jednak innych, z zupełnie inaczej rozłożonymi akcentami, okazała się naprawdę ciekawym doświadczeniem. Lepszym nawet od „Księgi uprowadzenia przez demony”. Nastoletni Keiichi przeprowadza się do górskiej wioski Hinamizawy , gdzie zaprzyjaźnia się z kilkoma dziewczynami, a z jedną z nich zaczynają łączyć go nieco bliższe stosunki. Miło spędza czas, wszyscy razem bawią się, żartują, ale ich sielankę przerywa odkrycie informacji o morderstwie, które miało miejsce w tej okolicy – morderstwie wciąż jakże zagadkowym. Keiichi postanawia przyjrzeć się sprawie z bliska i odkryć co właściwie dzieje się w tym niemalże odciętym od świata miejscu. Jednocześnie przekonuje się, że jego znajome mogą mieć z tym wszystkim o wiele więcej wspólnego, niż byłby gotów przyznać… Kiedy zacząłem czytać ten tom „Cykad”, a zarazem zacząłem także myśleć o zrecenzowaniu go, postanowiłem, że w tym miejscu porównam go z serią filmów „Boogeyman”. Jeśli kojarzycie tylko trylogię z lat 2005-2008, nie zrozumiecie dlaczego, ale każdy kto pamięta tetralogię Ulliego Lommela zapoczątkowaną w roku 1980, zna już powód. Druga i trzecia część tej serii były bowiem niczym innym, jak tymi samymi filmami, co jedynka. Autor dokręcił nieco scen, a całą pierwszą część umieścił jako wspomnienia/sny. W ten sposób po raz drugi i trzeci sprzedał widzom dokładnie to samo. Zrezygnowałem jednak z takich porównań, bo drugie „Cykady” nie są tym samym, co jedynka. Owszem mamy te same postacie, wydarzenia i miejsce akcji, ale różnią się szczegóły, które z czasem urastają do rozmiarów wątków wiodących. „Księga nawiedzenia przez demony” była bardziej skupiona na grozie, morderstwach i niepewności. „Bawełna” idzie inną drogą, bo od początku koncentruje się na relacjach między bohaterami, rozdwojeniu jaźni (?) jednej z dziewczyn i wątku miłosnym, który związany zostaje między Keiichim, a jedną z osobowości (?) jego przyjaciółki. Atmosfera jest inna, bardziej sielska, lekka, ale nie brak tu grozy i niepewności. Więcej za to mamy tła obyczajowego, poznajemy lepiej rodziców głównego bohatera, a także samą Hinamizawę. Co jest dla mnie jak najbardziej na plus, bo właśnie wątki przyziemne, życiowe i romantyczne zawsze do mniej najbardziej trafiają. Za to uwielbiam horrory Stephena Kinga, w których to, co niezwykłe, nie atakuje nas z każdej strony. I to kupiło mnie w tym tomiku. Na plus zmieniła się też szata graficzna, która zachowała podobną stylistykę i lekkość, ale więcej w niej detali i swoistej ostrości. Świetnie też oddaje zarówno słodycz, urok, jak i mrok całości. Efekt finalny, łącznie z nieco spowolnionym, stonowanym scenariuszem, ukazującym nam inną stronę znanych już wydarzeń i puszczającym oko do czytelników znających poprzednią część, jest znakomity. Lektura „Bawełny” okazała się dla mnie wciągającym i emocjonującym przeżyciem, tym przyjemniejszym, że rozpisanym na blisko pół tysiąca stron. Dlatego polecam gorąco i mam nadzieję, że kolejne części utrzymają tak znakomity poziom.