LastMan 3

800.jpg
  • promocja
Dostępność: Dostępny
Wysyłka w: od 2 do 5 dni roboczych
Dostawa: Cena nie zawiera ewentualnych kosztów płatności sprawdź formy dostawy
Cena: 33,15 zł

Cena regularna: 39,00 zł

33.15
Najniższa cena od wprowadzenia towaru: 39,00 zł
ilość szt.

towar niedostępny

dodaj do przechowalni

Koszty dostawy Cena nie zawiera ewentualnych kosztów płatności

Kraj wysyłki:

Opinie o produkcie (1)

23 kwietnia 2020

FRENCH „MANGA” Manga to nic innego jak japońskie określenie komiksów i do dzieł z tego kraju konkretnie odnoszone. Co nie znaczy, że inne kraje nie próbują nie tyle inspirować się nią (choć i takich dzieł nie brakuje, weźmy choćby „Sin City”), co po prostu kopiować. Próbowali tego dokonać choćby Amerykanie („Dirty Pair”, „Ninja Boy”), a nawet Polacy („Vampire Delight”, cyfrowy magazyn „MangaMix Neo”), a i japoński rząd co roku organizuje też konkurs International Manga Award. Jednak z tych wszystkich dzieł najlepiej przyjęły się te, określane mianem „french mangi”, takie jak np. „Radiant”. I do nich też zalicza się „Last Man”. W odróżnieniu od „Radianta”, graficznie rzecz w ogóle nie przypomina komiksów z Kraju Kwitnącej Wiśni, ale ma jednak z nimi całkiem sporo wspólnych elementów. Po turnieju wiele się zmieniło. Richard odjechał, jednak matka Adriana nie zamierza siedzieć spokojnie i bierze sprawy w swoje ręce. Co jednak czeka na kobietę i jej syna w trakcie ich podróży? Świat skrywa bowiem więcej sekretów, niż można by na pierwszy rzut oka sądzić, a jednocześnie Richard też ma wiele tajemnic i może okazać się kolejnym problemem. Co wyniknie z całej tej przygody? A zatem co w ogóle „Last Man” ma wspólnego z mangą. Spójrzcie tylko na ilustracje: nie są wcale mangowe, już bardziej przypominają rodzime czarnobiałe eksperymenty z lat 90. i dwutysięcznych. Kierunek czytania? Ten nie różni się od europejskiego. Grubość? Format? Owszem, te już bardziej przypominają tomiki tankōbon, jednak nie do końca – a przecież wiele dzieł, amerykańskich, europejskich, polskich nawet wychodzi w podobnych wymiarami albumach („Koniec zxxxanego świata”, „Vademecum złego ojca”, „Tam, gdzie rosły mirabelki”). Czarnobiałe wykonanie? Tu wręcz nie trzeba dawać żadnych przykładów. Co zatem jest tu mangowe? A na przykład kilka kolorowych stron otwierających całość, po części kadrowanie (po części, bo nie brak tu amerykańskich naleciałości), a przede wszystkim estetyka całości i powielanie shounenowych schematów już mangi przypominają. Bo „Last Man” to, jeśli rozpatrywać całość przez pryzmat gatunkowych przynależności typowych dla komiksów japońskich, shounenowy bitewniak pełną gębą. Akcja jest szyba i lekka, dialogów nie ma zbyt wiele, za to obrazy – dynamiczne i uproszczone – stanowią główny sposób opowiedzenia całości. Do tego dochodzi konstrukcja świata, który przypomina znany z licznych mang mix przeszłości i teraźniejszości i przyjemne dodatki na koniec kojarzące się już mocno z mangami. Z tym, że w japońskich komiksach wychodzi to lepiej. Ilustracje w mangach, nawet jeśli uproszczone, pozostają jednocześnie pełne realizmu, znakomitego oddania szczegółów i świetnego klimatu. „Last Man” natomiast to typowo europejska (przynajmniej jeśli chodzi o komiks współczesny) robota, prosta, wzbogacona o nieco szarości mającej udawać rastry. Nie razi w oczy, ale i nie zachwyca. Gdyby całość była lepiej narysowana, poziom komiksu na pewno by wzrósł. Ale i tak to niezła rozrywka i warta poznania ciekawostka.

do góry
Sklep jest w trybie podglądu
Pokaż pełną wersję strony
Sklep internetowy Shoper.pl