Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką:
17,59 zł
Jeżeli produkt jest sprzedawany krócej niż 30 dni, wyświetlana jest najniższa cena od momentu, kiedy produkt pojawił się w sprzedaży.
Opinie o produkcie (1)
Michał Lipka
16 sierpnia 2019
KONIEC POCZĄTKU W KRAINIE MARZEŃ
Co prawda to jeszcze nie pożegnanie z całą opowieścią, ale pierwsza seria „Magic Knight Rayearth” właśnie dobiegła końca. Jak na finałowy tomik przystało, zabawa jest szybka, dynamiczna i zmierzająca do konkretnego zakończenia. Czy wszystko zostaje wyjaśnione? O tym musicie przekonać się sami, ale zaręczam, że warto. W końcu panie z grupy Clamp nigdy jeszcze nie zawiodły swoich czytelników, a „MKR” to jedno z najlepszych ich lekkich dokonań. Dlatego cieszę się, że za nami dopiero połowa całej serii.
Walka o krainę marzeń trwa! Po pokonaniu Alcyone, wydawało się, że wszystko jest na dobrej drodze do zwycięstwa, ale niestety! Oto na scenie pojawia się nowy, niepozorny, ale potężny wróg. Ascot co prawda wygląda jak chłopiec, niemniej włada niezwykle silną magią ognia, a moce Hikaru i Fuu nie są w stanie nic zdziałać przeciw niej, bo wszystko kończy się niczym dolewaniem oliwy do płomieni. Jedyną nadzieją wydaje się być Umi, którą wzywa smok Ceres, jedna z legendarnych Dusz Maszyn. Dziewczyna musi mu jednak udowodnić, że jest godna by odziać się w jego pancerz. Jak wypadnie jej próba? Czy młodym wojowniczkom uda się uratowana Emeraude i cały świat i wrócić do domu? I co z Zagato?
Szybko minęła pierwsza część tej serii, oj szybko. Tym bardziej, jak na panie z Clampa, nad którymi chyba na zawsze będzie ciążyła klątwa nigdy nieukończonego „X”. Cieszy więc fakt, że „MKR” nie podzieliło tego losu, stając się krótką, ale zakończoną opowieścią. I przede wszystkim bardzo udaną, choć jak na panie z grupy Clamp, bardzo lekką, prostą i przeznaczoną dla młodszego grona odbiorców, niż ich opus magnum.
Co nie znaczy, że mamy tu do czynienia z serią gorszą od mocniejszych dokonań autorek. Nie raz udowodniły nam, co potrafią (weźmy choćby lekkiego i zabawnego, ale rewelacyjnego „Chobitsa”) i tą opowieścią robią to ponownie. Nie przypadkiem zresztą całość jest już kultowa i doczekała się jakże udanego anime – swoją drogą doskonale znanego w Polsce, bo lata temu emitowała niezapomniana stacja RTL7, która wychowała pierwsze pokolenia polskich miłośników mangi i anime. Już ten status „Magic Knight Rayearth” sprawia, że po mangę warto jest sięgnąć, ale na szczęście opowieść borni się doskonale bez całej tej otoczki.
Bo co tu dużo mówić, „MKR” to kawał dobrej serii fantasy, połączonej z nutą mecha, humoru i typowej opowieści o przyjaźni osadzonej korzeniami w szkolnym życiu. Czyta się to znakomicie, bo akcja jest szybka, a fabuła, choć typowa, ciekawa i wciągająca. Do tego dochodzi znakomita szata graficzna, pełna czerni, rastrów, detali i charakterystycznej dla Clampa symboliki, dzięki czemu serię ogląda się z jeszcze większą przyjemnością, niż czyta. Jeśli zatem lubicie twórczość japońskich autorek, które dały nam „X”, koniecznie powinniście poznać tę serią. Polecam i czekam na kolejne tomy.
Pliki cookies i pokrewne im technologie umożliwiają poprawne działanie strony i pomagają nam dostosować ofertę do Twoich potrzeb. Możesz zaakceptować wykorzystanie przez nas wszystkich tych plików i przejść do sklepu lub dostosować użycie plików do swoich preferencji, wybierając opcję "Dostosuj zgody".
W tym miejscu możesz określić swoje preferencje w zakresie wykorzystywania przez nas plików cookies.
Te pliki są niezbędne do działania naszej strony internetowej, dlatego też nie możesz ich wyłączyć.
Te pliki umożliwiają Ci korzystanie z pozostałych funkcji strony internetowej (innych niż niezbędne do jej działania). Ich włączenie da Ci dostęp do pełnej funkcjonalności strony.
Te pliki pozwalają nam na dokonanie analiz dotyczących naszego sklepu internetowego, co może przyczynić się do jego lepszego funkcjonowania i dostosowania do potrzeb Użytkowników.
Te pliki wykorzystywane są przez dostawcę oprogramowania, w ramach którego działa nasz sklep. Nie są one łączone z innymi danymi wprowadzanymi przez Ciebie w sklepie. Celem zbierania tych plików jest dokonywanie analiz, które przyczynią się do rozwoju oprogramowania. Więcej na ten temat przeczytasz w Polityce plików cookies Home.
Dzięki tym plikom możemy prowadzić działania marketingowe.
Michał Lipka
KONIEC POCZĄTKU W KRAINIE MARZEŃ Co prawda to jeszcze nie pożegnanie z całą opowieścią, ale pierwsza seria „Magic Knight Rayearth” właśnie dobiegła końca. Jak na finałowy tomik przystało, zabawa jest szybka, dynamiczna i zmierzająca do konkretnego zakończenia. Czy wszystko zostaje wyjaśnione? O tym musicie przekonać się sami, ale zaręczam, że warto. W końcu panie z grupy Clamp nigdy jeszcze nie zawiodły swoich czytelników, a „MKR” to jedno z najlepszych ich lekkich dokonań. Dlatego cieszę się, że za nami dopiero połowa całej serii. Walka o krainę marzeń trwa! Po pokonaniu Alcyone, wydawało się, że wszystko jest na dobrej drodze do zwycięstwa, ale niestety! Oto na scenie pojawia się nowy, niepozorny, ale potężny wróg. Ascot co prawda wygląda jak chłopiec, niemniej włada niezwykle silną magią ognia, a moce Hikaru i Fuu nie są w stanie nic zdziałać przeciw niej, bo wszystko kończy się niczym dolewaniem oliwy do płomieni. Jedyną nadzieją wydaje się być Umi, którą wzywa smok Ceres, jedna z legendarnych Dusz Maszyn. Dziewczyna musi mu jednak udowodnić, że jest godna by odziać się w jego pancerz. Jak wypadnie jej próba? Czy młodym wojowniczkom uda się uratowana Emeraude i cały świat i wrócić do domu? I co z Zagato? Szybko minęła pierwsza część tej serii, oj szybko. Tym bardziej, jak na panie z Clampa, nad którymi chyba na zawsze będzie ciążyła klątwa nigdy nieukończonego „X”. Cieszy więc fakt, że „MKR” nie podzieliło tego losu, stając się krótką, ale zakończoną opowieścią. I przede wszystkim bardzo udaną, choć jak na panie z grupy Clamp, bardzo lekką, prostą i przeznaczoną dla młodszego grona odbiorców, niż ich opus magnum. Co nie znaczy, że mamy tu do czynienia z serią gorszą od mocniejszych dokonań autorek. Nie raz udowodniły nam, co potrafią (weźmy choćby lekkiego i zabawnego, ale rewelacyjnego „Chobitsa”) i tą opowieścią robią to ponownie. Nie przypadkiem zresztą całość jest już kultowa i doczekała się jakże udanego anime – swoją drogą doskonale znanego w Polsce, bo lata temu emitowała niezapomniana stacja RTL7, która wychowała pierwsze pokolenia polskich miłośników mangi i anime. Już ten status „Magic Knight Rayearth” sprawia, że po mangę warto jest sięgnąć, ale na szczęście opowieść borni się doskonale bez całej tej otoczki. Bo co tu dużo mówić, „MKR” to kawał dobrej serii fantasy, połączonej z nutą mecha, humoru i typowej opowieści o przyjaźni osadzonej korzeniami w szkolnym życiu. Czyta się to znakomicie, bo akcja jest szybka, a fabuła, choć typowa, ciekawa i wciągająca. Do tego dochodzi znakomita szata graficzna, pełna czerni, rastrów, detali i charakterystycznej dla Clampa symboliki, dzięki czemu serię ogląda się z jeszcze większą przyjemnością, niż czyta. Jeśli zatem lubicie twórczość japońskich autorek, które dały nam „X”, koniecznie powinniście poznać tę serią. Polecam i czekam na kolejne tomy.