Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.
Koszty dostawy
Cena nie zawiera ewentualnych kosztów płatności
Kraj wysyłki:
Opinie o produkcie (1)
Michał Lipka
6 grudnia 2021
WALKA Z DEMONAMI TRWA
„Miecz zabójcy demonów” to jedna z tych mang, o których mogę śmiało powiedzieć, że je uwielbiam, nawet jeśli to tylko lekka i niezobowiązująca rozrywka. Jest coś w tym tytule, co mnie kupiło i nie przestaje kupować, a poziom serii nie zawodzi ani przez chwilę. I nie zawodzi też najnowszy tom, który zdobi chyba najlepsza z dotychczasowych okładek, a który gwarantuje nam połączenie znakomitego bitewniaka, z fantasy, nutą delikatnego horroru i doskonałym wykonaniem.
Walka w dzielnicy kwiatów trwa! Tanjirou, jego koledzy i Filar Dźwięku mierzą się z demonami wysokiej rangi. Ale mimo to, sytuacja jest ciężka, problemów przybywa, a w końcu Tanjirou będzie musiał sam podjąć walkę. Czy będzie w stanie, skoro nawet z pomocą lepszych od siebie nie mógł pokonać wroga?
„Miecz zabójcy demonów” to z jednej strony typowy shounen, z drugiej podany z rzadko w gatunku spotykaną delikatnością. Kobiecą delikatnością, która wśród co bardziej męskich odbiorców spotkała się z krytyką. Niesłuszną, ale jak poczytacie sobie komentarze japońskich czytelników z okresu, gdy na jaw wyszła płeć autorki i zobaczycie jakie mangi cenią, sami przekonacie się, jak kiepski mają gust. A „Miecz zabójcy demonów” to naprawdę świetna manga, wyróżniająca się jak najbardziej pozytywnie na tle podobnych tytułów i zapewniająca rozrywkę, od której po prostu ciężko jest się oderwać.
Co ją wyróżnia od typowego bitewniaka? A chociażby to, że nie jest bezmyślnym mordobiciem, a nastrojową historią z łagodnym, choć momentami jakże ekspresyjnym humorem, solidną dawką emocji i bardzo przyjemnym żonglowaniem różnymi motywami i gatunkami. Z założenia jest to bitewniak i chociaż walk jest całe mnóstwo, nie są to pokazy siły na miarę „Dragon Balla”, „Naruto” czy „My Hero Academia”. Więcej w nich jest finezji, bardziej niż okładanie się po gębach, że użyję takiego kolokwializmu, przypomina miejscami taniec – brutalny, ale jednak – i mimo wszystko dużo w tym uroku.
„Miecz zabójcy demonów” to także horror, ale horror łagodny, delikatny. Nie starszy, choć ma klimat i potrafi wywołać na pięcie, ale i z założenia straszyć nie miał. Bliżej mu pod tym względem do legend i podań, niż typowego straszaka. I to właśnie mocno łączy go z fantasy. Bo niby pojawiają się tu groźne, mordercze byty, niby bohaterowie giną, jednak nie ma tu śmierci dla samej śmierci, jak w niektórych horrorach chcących wywołać w nas w ten sposób lęk, ani bestii dla samej ich niepokojącej obecności. Jest za to naprawdę wyśmienite wyczucie materii opowieści, jej poprowadzenie i zabawa, jaką oferuje. Dodajcie do tego wyśmienite ilustracje, idealnie pasujące do łagodniejszej i nieco bardziej mrocznej strony opowieści, a dostaniecie świetną serię, którą autentycznie warto jest poznać.
Pliki cookies i pokrewne im technologie umożliwiają poprawne działanie strony i pomagają nam dostosować ofertę do Twoich potrzeb. Możesz zaakceptować wykorzystanie przez nas wszystkich tych plików i przejść do sklepu lub dostosować użycie plików do swoich preferencji, wybierając opcję "Dostosuj zgody".
W tym miejscu możesz określić swoje preferencje w zakresie wykorzystywania przez nas plików cookies.
Te pliki są niezbędne do działania naszej strony internetowej, dlatego też nie możesz ich wyłączyć.
Te pliki umożliwiają Ci korzystanie z pozostałych funkcji strony internetowej (innych niż niezbędne do jej działania). Ich włączenie da Ci dostęp do pełnej funkcjonalności strony.
Te pliki pozwalają nam na dokonanie analiz dotyczących naszego sklepu internetowego, co może przyczynić się do jego lepszego funkcjonowania i dostosowania do potrzeb Użytkowników.
Te pliki wykorzystywane są przez dostawcę oprogramowania, w ramach którego działa nasz sklep. Nie są one łączone z innymi danymi wprowadzanymi przez Ciebie w sklepie. Celem zbierania tych plików jest dokonywanie analiz, które przyczynią się do rozwoju oprogramowania. Więcej na ten temat przeczytasz w Polityce plików cookies Home.
Dzięki tym plikom możemy prowadzić działania marketingowe.
Michał Lipka
WALKA Z DEMONAMI TRWA „Miecz zabójcy demonów” to jedna z tych mang, o których mogę śmiało powiedzieć, że je uwielbiam, nawet jeśli to tylko lekka i niezobowiązująca rozrywka. Jest coś w tym tytule, co mnie kupiło i nie przestaje kupować, a poziom serii nie zawodzi ani przez chwilę. I nie zawodzi też najnowszy tom, który zdobi chyba najlepsza z dotychczasowych okładek, a który gwarantuje nam połączenie znakomitego bitewniaka, z fantasy, nutą delikatnego horroru i doskonałym wykonaniem. Walka w dzielnicy kwiatów trwa! Tanjirou, jego koledzy i Filar Dźwięku mierzą się z demonami wysokiej rangi. Ale mimo to, sytuacja jest ciężka, problemów przybywa, a w końcu Tanjirou będzie musiał sam podjąć walkę. Czy będzie w stanie, skoro nawet z pomocą lepszych od siebie nie mógł pokonać wroga? „Miecz zabójcy demonów” to z jednej strony typowy shounen, z drugiej podany z rzadko w gatunku spotykaną delikatnością. Kobiecą delikatnością, która wśród co bardziej męskich odbiorców spotkała się z krytyką. Niesłuszną, ale jak poczytacie sobie komentarze japońskich czytelników z okresu, gdy na jaw wyszła płeć autorki i zobaczycie jakie mangi cenią, sami przekonacie się, jak kiepski mają gust. A „Miecz zabójcy demonów” to naprawdę świetna manga, wyróżniająca się jak najbardziej pozytywnie na tle podobnych tytułów i zapewniająca rozrywkę, od której po prostu ciężko jest się oderwać. Co ją wyróżnia od typowego bitewniaka? A chociażby to, że nie jest bezmyślnym mordobiciem, a nastrojową historią z łagodnym, choć momentami jakże ekspresyjnym humorem, solidną dawką emocji i bardzo przyjemnym żonglowaniem różnymi motywami i gatunkami. Z założenia jest to bitewniak i chociaż walk jest całe mnóstwo, nie są to pokazy siły na miarę „Dragon Balla”, „Naruto” czy „My Hero Academia”. Więcej w nich jest finezji, bardziej niż okładanie się po gębach, że użyję takiego kolokwializmu, przypomina miejscami taniec – brutalny, ale jednak – i mimo wszystko dużo w tym uroku. „Miecz zabójcy demonów” to także horror, ale horror łagodny, delikatny. Nie starszy, choć ma klimat i potrafi wywołać na pięcie, ale i z założenia straszyć nie miał. Bliżej mu pod tym względem do legend i podań, niż typowego straszaka. I to właśnie mocno łączy go z fantasy. Bo niby pojawiają się tu groźne, mordercze byty, niby bohaterowie giną, jednak nie ma tu śmierci dla samej śmierci, jak w niektórych horrorach chcących wywołać w nas w ten sposób lęk, ani bestii dla samej ich niepokojącej obecności. Jest za to naprawdę wyśmienite wyczucie materii opowieści, jej poprowadzenie i zabawa, jaką oferuje. Dodajcie do tego wyśmienite ilustracje, idealnie pasujące do łagodniejszej i nieco bardziej mrocznej strony opowieści, a dostaniecie świetną serię, którą autentycznie warto jest poznać.