Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką:
24,99 zł
Jeżeli produkt jest sprzedawany krócej niż 30 dni, wyświetlana jest najniższa cena od momentu, kiedy produkt pojawił się w sprzedaży.
Opinie o produkcie (1)
Michał
26 marca 2022
WALKA Z KOLEJNYMI DEMONAMI
W trzynastym tomie „Miecza zabójcy demonów” dzieje się… jeszcze więcej tego, co dotychczas. Czyli fani serii będą zadowoleni, bo dostaną dokładnie to na co liczyli. I nic więcej nie potrzeba, bo manga jest udana i trzymanie się raz wyznaczonej drogi jest dla niej najlepszym rozwiązaniem.
Pora na kolejne starcie. Gdy Hantengu i Gyokko, kolejne Większe Demony, dopuszczają się ataku na wioskę, Tanjirou i Genya stają oko w oko z wyzwaniem, jakiego się nie spodziewali. Walczyli już z niejednym przejawem złych mocy, teraz jednak mogą nie być w stanie poradzić sobie z wrogami. A to, jak zawsze, wcale nie koniec wydarzeń, w jakie obfituje ten tomik.
Na początku napisałem o trzymaniu się raz wyznaczonej drogi, ale trzeba by tu doprecyzować, że „Miecz zabójcy demonów” pewnej przemianie uległ. Jakiej? Na pewno z czasem stał się bardziej dynamiczny, niż na początku, fabuła zawiera więcej typowej akcji, a momentami nawet zdarzało się zaserwowanie czytelnikom odrobiny erotyki, której wcześniej nie mieliśmy. Taka już kolej rzeczy, czytelnicy mają konkretne oczekiwania i seria i twórcy muszą im sprostać. Ważne, że mimo tych pewnych drobnych na szczęście zmian seria wciąż pozostaje tak, jaką ja pokochaliśmy na początku.
Co to znaczy? Opowieść z pogranicza fantasy, horroru i typowych shounenów, gdzie bohaterowie dużo walczą, bo walczyć mają o co, a ich pobudki są szlachetne. Akcja akcją, ale obok niej mamy klimat, zdecydowanie udany, choć groza jest tu bardzo lekka, łagodna – mimo krwawych scen czy odcinania kawałków ciał albo wszędobylskiej śmierci (to zresztą też wypada łagodnie). Mnie najbardziej kupowało i kupuje, że „Kimetsu no Yaiba” to seria nieprzeładowana szybkim tempem czy nadmiarem wydarzeń, ani nie nudzi. Bo jej lekkość przekłada się też na nieco inne podejście, bardziej oldschoolowe, w którym same walki i techniki nie są tak ważne, jak ogólny nastrój opowieści.
Uwielbiam to wszystko, ale i uwielbiam ilustracje, jakie serwuje nam autorka. Nie są one skomplikowane, ba, trzeba wręcz powiedzieć, że są dość proste, nie przywiązują takiej wagi do detali itp., ale jednocześnie pozostają odpowiednio wyraziste, nastrojowe i mające swój charakter. Najważniejsze jest to, że nie tylko dobrze pasują do opowieści, ale i z miejsca wpadają w oko. I na papierze wypadają o wiele lepiej, niż przeniesione na filmową taśmę.
Dla fanów shounenów to zatem dobra seria. Tak samo jak dla miłośników fantasy na granicy horroru. Przyjemna, podana bez grama nudy, stanowi dobrą rozrywkę i wyróżnia się – in plus, oczywiście – na tle podobnych serii,
Pliki cookies i pokrewne im technologie umożliwiają poprawne działanie strony i pomagają nam dostosować ofertę do Twoich potrzeb. Możesz zaakceptować wykorzystanie przez nas wszystkich tych plików i przejść do sklepu lub dostosować użycie plików do swoich preferencji, wybierając opcję "Dostosuj zgody".
W tym miejscu możesz określić swoje preferencje w zakresie wykorzystywania przez nas plików cookies.
Te pliki są niezbędne do działania naszej strony internetowej, dlatego też nie możesz ich wyłączyć.
Te pliki umożliwiają Ci korzystanie z pozostałych funkcji strony internetowej (innych niż niezbędne do jej działania). Ich włączenie da Ci dostęp do pełnej funkcjonalności strony.
Te pliki pozwalają nam na dokonanie analiz dotyczących naszego sklepu internetowego, co może przyczynić się do jego lepszego funkcjonowania i dostosowania do potrzeb Użytkowników.
Te pliki wykorzystywane są przez dostawcę oprogramowania, w ramach którego działa nasz sklep. Nie są one łączone z innymi danymi wprowadzanymi przez Ciebie w sklepie. Celem zbierania tych plików jest dokonywanie analiz, które przyczynią się do rozwoju oprogramowania. Więcej na ten temat przeczytasz w Polityce plików cookies Home.
Dzięki tym plikom możemy prowadzić działania marketingowe.
Michał
WALKA Z KOLEJNYMI DEMONAMI W trzynastym tomie „Miecza zabójcy demonów” dzieje się… jeszcze więcej tego, co dotychczas. Czyli fani serii będą zadowoleni, bo dostaną dokładnie to na co liczyli. I nic więcej nie potrzeba, bo manga jest udana i trzymanie się raz wyznaczonej drogi jest dla niej najlepszym rozwiązaniem. Pora na kolejne starcie. Gdy Hantengu i Gyokko, kolejne Większe Demony, dopuszczają się ataku na wioskę, Tanjirou i Genya stają oko w oko z wyzwaniem, jakiego się nie spodziewali. Walczyli już z niejednym przejawem złych mocy, teraz jednak mogą nie być w stanie poradzić sobie z wrogami. A to, jak zawsze, wcale nie koniec wydarzeń, w jakie obfituje ten tomik. Na początku napisałem o trzymaniu się raz wyznaczonej drogi, ale trzeba by tu doprecyzować, że „Miecz zabójcy demonów” pewnej przemianie uległ. Jakiej? Na pewno z czasem stał się bardziej dynamiczny, niż na początku, fabuła zawiera więcej typowej akcji, a momentami nawet zdarzało się zaserwowanie czytelnikom odrobiny erotyki, której wcześniej nie mieliśmy. Taka już kolej rzeczy, czytelnicy mają konkretne oczekiwania i seria i twórcy muszą im sprostać. Ważne, że mimo tych pewnych drobnych na szczęście zmian seria wciąż pozostaje tak, jaką ja pokochaliśmy na początku. Co to znaczy? Opowieść z pogranicza fantasy, horroru i typowych shounenów, gdzie bohaterowie dużo walczą, bo walczyć mają o co, a ich pobudki są szlachetne. Akcja akcją, ale obok niej mamy klimat, zdecydowanie udany, choć groza jest tu bardzo lekka, łagodna – mimo krwawych scen czy odcinania kawałków ciał albo wszędobylskiej śmierci (to zresztą też wypada łagodnie). Mnie najbardziej kupowało i kupuje, że „Kimetsu no Yaiba” to seria nieprzeładowana szybkim tempem czy nadmiarem wydarzeń, ani nie nudzi. Bo jej lekkość przekłada się też na nieco inne podejście, bardziej oldschoolowe, w którym same walki i techniki nie są tak ważne, jak ogólny nastrój opowieści. Uwielbiam to wszystko, ale i uwielbiam ilustracje, jakie serwuje nam autorka. Nie są one skomplikowane, ba, trzeba wręcz powiedzieć, że są dość proste, nie przywiązują takiej wagi do detali itp., ale jednocześnie pozostają odpowiednio wyraziste, nastrojowe i mające swój charakter. Najważniejsze jest to, że nie tylko dobrze pasują do opowieści, ale i z miejsca wpadają w oko. I na papierze wypadają o wiele lepiej, niż przeniesione na filmową taśmę. Dla fanów shounenów to zatem dobra seria. Tak samo jak dla miłośników fantasy na granicy horroru. Przyjemna, podana bez grama nudy, stanowi dobrą rozrywkę i wyróżnia się – in plus, oczywiście – na tle podobnych serii,