Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.
Koszty dostawy
Cena nie zawiera ewentualnych kosztów płatności
Kraj wysyłki:
Opinie o produkcie (1)
Michał
30 stycznia 2023
JESZCZE WIĘCEJ WALKI
Co tu dużo mówić: na tym poziomie opowieści – a widoczne to było już wcześniej – została nam właściwie tylko walka, zmierzająca już do finału. Finał nastąpi za osiem tomików, trochę czasu mamy, ale większych zmian w fabule, akcentach i samej akcji nie przewiduję. Ale to nie zarzut, w końcu tego się spodziewa, tego się chce, sięgając po bitewniaka. I tego właśnie nie żałuje nam ta seria, jednocześnie pozostając tworem naprawdę przyjemnym, klimatycznym i miłym w odbiorze.
Tanjirou i Tomioka kontra Akaza. Mimo sytuacji dwóch na jednego, to jednak Większy Księżyc Trzeci ma zdecydowaną przewagę. Ale walka trwa. Tylko czy jest szansa ją wygrać?
Gdzieś na styku fantasy, horroru i lekkiego bitewniaka, w którym nie brakuje humoru, dzieje się właśnie ta historia. I tak jest od początku. Wtedy jednak walki nie były aż tak istotne, ważniejsze były inne zmagania, więcej było przerywników, więcej spokoju. Ale naturalny rozwój serii tego wymagał, więc jest rasowy bitewniak. Ale fajny, bo ten nastrój, jaki na stronach panuje, to moja bajka. Okej, lubię i mroczniejsze, bardziej krwawe, a to stonowane jest, łagodne, mimo lejącej się czasem posoki, odcinanych fragmentów ciał i innych tego typu atrakcji, ale i to mi odpowiada, jak najbardziej.
Mimo ferworu walki, na rozmowy też znalazły się tu i czas, i miejsce. I tak to leci naprzód, w towarzystwie sympatycznych postaci, coraz więcej za nami, przed nami już tylko kilka tomików. Nie jest to czas podsumowań, ale fajnie było, dobrze, że wszedłem w ten cykl i będę to podkreślał na każdym kroku. I wolę mangę od anime’owanej adaptacji – widziałem tylko film, ale ogląd mi dał – która może i dobra, ale jednak nie ma w sobie takiego oldschoolowego sznytu, jaki ma ta seria w oryginale właśnie.
A tę starą szkołę trochę widać w tych ilustracjach. W takim lekkim, cartoonowym często podejściu, które w oko wpada i dobrze pasuje do tego wszystkiego. Do tej fantasy, do tego horroru i do bitewniaka wreszcie też. Bywa dynamiczne, klimat ma, fajnie nie boi się autorka czerni, a zarazem nie przesadza też z efektami. Wyważone, z delikatnością podane i naprawdę ładne.
I może czasem rzecz jakoś tak uderza w schemat, a i były momenty, które – nie mówię, że w tym tomie, a ogóle serii – wydawały się jakby żywcem wzięte z „Naruto”, nadal jednak mnie to kupuje. Nadal było i jest przyjemne. I chętnie tu wracam.
Pliki cookies i pokrewne im technologie umożliwiają poprawne działanie strony i pomagają nam dostosować ofertę do Twoich potrzeb. Możesz zaakceptować wykorzystanie przez nas wszystkich tych plików i przejść do sklepu lub dostosować użycie plików do swoich preferencji, wybierając opcję "Dostosuj zgody".
W tym miejscu możesz określić swoje preferencje w zakresie wykorzystywania przez nas plików cookies.
Te pliki są niezbędne do działania naszej strony internetowej, dlatego też nie możesz ich wyłączyć.
Te pliki umożliwiają Ci korzystanie z pozostałych funkcji strony internetowej (innych niż niezbędne do jej działania). Ich włączenie da Ci dostęp do pełnej funkcjonalności strony.
Te pliki pozwalają nam na dokonanie analiz dotyczących naszego sklepu internetowego, co może przyczynić się do jego lepszego funkcjonowania i dostosowania do potrzeb Użytkowników.
Te pliki wykorzystywane są przez dostawcę oprogramowania, w ramach którego działa nasz sklep. Nie są one łączone z innymi danymi wprowadzanymi przez Ciebie w sklepie. Celem zbierania tych plików jest dokonywanie analiz, które przyczynią się do rozwoju oprogramowania. Więcej na ten temat przeczytasz w Polityce plików cookies Home.
Dzięki tym plikom możemy prowadzić działania marketingowe.
Michał
JESZCZE WIĘCEJ WALKI Co tu dużo mówić: na tym poziomie opowieści – a widoczne to było już wcześniej – została nam właściwie tylko walka, zmierzająca już do finału. Finał nastąpi za osiem tomików, trochę czasu mamy, ale większych zmian w fabule, akcentach i samej akcji nie przewiduję. Ale to nie zarzut, w końcu tego się spodziewa, tego się chce, sięgając po bitewniaka. I tego właśnie nie żałuje nam ta seria, jednocześnie pozostając tworem naprawdę przyjemnym, klimatycznym i miłym w odbiorze. Tanjirou i Tomioka kontra Akaza. Mimo sytuacji dwóch na jednego, to jednak Większy Księżyc Trzeci ma zdecydowaną przewagę. Ale walka trwa. Tylko czy jest szansa ją wygrać? Gdzieś na styku fantasy, horroru i lekkiego bitewniaka, w którym nie brakuje humoru, dzieje się właśnie ta historia. I tak jest od początku. Wtedy jednak walki nie były aż tak istotne, ważniejsze były inne zmagania, więcej było przerywników, więcej spokoju. Ale naturalny rozwój serii tego wymagał, więc jest rasowy bitewniak. Ale fajny, bo ten nastrój, jaki na stronach panuje, to moja bajka. Okej, lubię i mroczniejsze, bardziej krwawe, a to stonowane jest, łagodne, mimo lejącej się czasem posoki, odcinanych fragmentów ciał i innych tego typu atrakcji, ale i to mi odpowiada, jak najbardziej. Mimo ferworu walki, na rozmowy też znalazły się tu i czas, i miejsce. I tak to leci naprzód, w towarzystwie sympatycznych postaci, coraz więcej za nami, przed nami już tylko kilka tomików. Nie jest to czas podsumowań, ale fajnie było, dobrze, że wszedłem w ten cykl i będę to podkreślał na każdym kroku. I wolę mangę od anime’owanej adaptacji – widziałem tylko film, ale ogląd mi dał – która może i dobra, ale jednak nie ma w sobie takiego oldschoolowego sznytu, jaki ma ta seria w oryginale właśnie. A tę starą szkołę trochę widać w tych ilustracjach. W takim lekkim, cartoonowym często podejściu, które w oko wpada i dobrze pasuje do tego wszystkiego. Do tej fantasy, do tego horroru i do bitewniaka wreszcie też. Bywa dynamiczne, klimat ma, fajnie nie boi się autorka czerni, a zarazem nie przesadza też z efektami. Wyważone, z delikatnością podane i naprawdę ładne. I może czasem rzecz jakoś tak uderza w schemat, a i były momenty, które – nie mówię, że w tym tomie, a ogóle serii – wydawały się jakby żywcem wzięte z „Naruto”, nadal jednak mnie to kupuje. Nadal było i jest przyjemne. I chętnie tu wracam.