Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.
Koszty dostawy
Cena nie zawiera ewentualnych kosztów płatności
Kraj wysyłki:
Opinie o produkcie (1)
Michał
6 czerwca 2023
HEROSI ŁĄCZĄ SIŁY
„Akademia bohaterów” to od początku rzecz, która bawiła się schematami shounenów i komiksów superhero. No i jej najnowsza odsłona, spin-off „My Hero Academia: Team-Up Missions” też idzie tą drogą, odnosząc się do amerykańskich komiksów z „Team-up” w tytule. No i fajnie to robi, starając się jednocześnie być jak najbardziej podobna do głównej serii, a zarazem pozostawać dziełem niezależnym. I całkiem sprawnie się to udaje. Może nie zapełnia to luki po świetnym „Vigilante”, ale nadal przyjemnym i wartym poznania.
Po wydarzeniach znanych z głównej serii, gdy All Might zmuszony jest się wycofać, układ sił został zachwiany. Wprowadzona zostaje nowa forma nauki, która ma młodych herosów przygotować na prawdziwe superbohaterskie życie, czyli tytułowe team-upy! Szkoła, treningi to jedno, ale przecież bohaterowie muszą poradzić sobie w życiu z działaniem z ludźmi, których nie znają i których darów często nie rozumieją. I co wtedy? Na to właśnie mają przygotować ich takie duety z prawdziwymi zawodowcami. Co z tego wyniknie? Jedno jest pewne, nasi bohaterowie są zachwyceni i skorzy do działania!
Jeśli miarą popularności serii są spin-offy i dodatki, jakie generuje, to „My Hero Academia” serio ma się czym pochwalić. Spójrzcie tylko na nasz rynek, mieliśmy świetną, rozpisaną na piętnaście tomów serię „Vigilante”, mamy wydawane nadal light novele, a teraz dołącza jeszcze do nich „Team-Up Missions” (a w Japonii jest jeszcze manga „My Hero Academia: Smash!!”). I co to w ogóle ze seria? I jak to się prezentuje?
Jeśli chodzi o skład, to mamy tu serię właściwie luźnych opowieści. Te niezależne rozdziały publikowano najczęściej z różnych okazji, ot chociażby w kinach pojawiał się film, to i pojawiał się rozdział na fali popularności i tak to sobie leciało. A właściwie leci nadal, bo obecnie rzecz liczy cztery tomiki i to wcale nie koniec.
A jak się to wszystko prezentuje? Graficznie bardzo podobnie do głównej serii. Yoko Akiyama stara się kopiować Horikoshiego, twórcę oryginału, jak tylko może najlepiej i wychodzi mu to naprawdę dobrze.
Scenariuszowo? Tu akurat jest prosto, niewymagająco. Jak to z seriami pobocznymi bywa, także w komiksie superhero, nie mogą wprowadzić zmian do głównej opowieści i tak jest też w tym wypadku. Ma być zabawnie, ma być dynamicznie, mają być walki i obowiązkowo sporo gadania i tak właśnie jest.
W skrócie, sympatyczna rzecz. Głównie dla fanów, ale dająca śmiało czytać się niezależnie. Kto lubi „MHA”, może brać śmiało.
Pliki cookies i pokrewne im technologie umożliwiają poprawne działanie strony i pomagają nam dostosować ofertę do Twoich potrzeb. Możesz zaakceptować wykorzystanie przez nas wszystkich tych plików i przejść do sklepu lub dostosować użycie plików do swoich preferencji, wybierając opcję "Dostosuj zgody".
W tym miejscu możesz określić swoje preferencje w zakresie wykorzystywania przez nas plików cookies.
Te pliki są niezbędne do działania naszej strony internetowej, dlatego też nie możesz ich wyłączyć.
Te pliki umożliwiają Ci korzystanie z pozostałych funkcji strony internetowej (innych niż niezbędne do jej działania). Ich włączenie da Ci dostęp do pełnej funkcjonalności strony.
Te pliki pozwalają nam na dokonanie analiz dotyczących naszego sklepu internetowego, co może przyczynić się do jego lepszego funkcjonowania i dostosowania do potrzeb Użytkowników.
Te pliki wykorzystywane są przez dostawcę oprogramowania, w ramach którego działa nasz sklep. Nie są one łączone z innymi danymi wprowadzanymi przez Ciebie w sklepie. Celem zbierania tych plików jest dokonywanie analiz, które przyczynią się do rozwoju oprogramowania. Więcej na ten temat przeczytasz w Polityce plików cookies Home.
Dzięki tym plikom możemy prowadzić działania marketingowe.
Michał
HEROSI ŁĄCZĄ SIŁY „Akademia bohaterów” to od początku rzecz, która bawiła się schematami shounenów i komiksów superhero. No i jej najnowsza odsłona, spin-off „My Hero Academia: Team-Up Missions” też idzie tą drogą, odnosząc się do amerykańskich komiksów z „Team-up” w tytule. No i fajnie to robi, starając się jednocześnie być jak najbardziej podobna do głównej serii, a zarazem pozostawać dziełem niezależnym. I całkiem sprawnie się to udaje. Może nie zapełnia to luki po świetnym „Vigilante”, ale nadal przyjemnym i wartym poznania. Po wydarzeniach znanych z głównej serii, gdy All Might zmuszony jest się wycofać, układ sił został zachwiany. Wprowadzona zostaje nowa forma nauki, która ma młodych herosów przygotować na prawdziwe superbohaterskie życie, czyli tytułowe team-upy! Szkoła, treningi to jedno, ale przecież bohaterowie muszą poradzić sobie w życiu z działaniem z ludźmi, których nie znają i których darów często nie rozumieją. I co wtedy? Na to właśnie mają przygotować ich takie duety z prawdziwymi zawodowcami. Co z tego wyniknie? Jedno jest pewne, nasi bohaterowie są zachwyceni i skorzy do działania! Jeśli miarą popularności serii są spin-offy i dodatki, jakie generuje, to „My Hero Academia” serio ma się czym pochwalić. Spójrzcie tylko na nasz rynek, mieliśmy świetną, rozpisaną na piętnaście tomów serię „Vigilante”, mamy wydawane nadal light novele, a teraz dołącza jeszcze do nich „Team-Up Missions” (a w Japonii jest jeszcze manga „My Hero Academia: Smash!!”). I co to w ogóle ze seria? I jak to się prezentuje? Jeśli chodzi o skład, to mamy tu serię właściwie luźnych opowieści. Te niezależne rozdziały publikowano najczęściej z różnych okazji, ot chociażby w kinach pojawiał się film, to i pojawiał się rozdział na fali popularności i tak to sobie leciało. A właściwie leci nadal, bo obecnie rzecz liczy cztery tomiki i to wcale nie koniec. A jak się to wszystko prezentuje? Graficznie bardzo podobnie do głównej serii. Yoko Akiyama stara się kopiować Horikoshiego, twórcę oryginału, jak tylko może najlepiej i wychodzi mu to naprawdę dobrze. Scenariuszowo? Tu akurat jest prosto, niewymagająco. Jak to z seriami pobocznymi bywa, także w komiksie superhero, nie mogą wprowadzić zmian do głównej opowieści i tak jest też w tym wypadku. Ma być zabawnie, ma być dynamicznie, mają być walki i obowiązkowo sporo gadania i tak właśnie jest. W skrócie, sympatyczna rzecz. Głównie dla fanów, ale dająca śmiało czytać się niezależnie. Kto lubi „MHA”, może brać śmiało.