Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.
Koszty dostawy
Cena nie zawiera ewentualnych kosztów płatności
Kraj wysyłki:
Opinie o produkcie (1)
Michał
6 września 2023
BĘDĘ GRAŁA W GRĘ
Jest nowa horrorowa jednotomówka od Waneko. Tym razem padło na „Portus”, mangę celującą w klimaty rodem z historii Junjiego Ito, acz z własnym charakterem. Krótką, bo to nie seria, a jedne tom, jak nazwa wskazuje, konkretną i dość intensywną, jeśli chodzi o wrażenia, jakie nam zapewnia. No to kto lubi, gdy jest mrocznie, w sposób typowy dla straszaków, gdzie pełno jest a to makabrycznych scen, to znów paranormalnych, dziwnych widoków mających mrozić krew w żyłach, po tomik sięgnąć może śmiało, bo się nie zawiedzie.
Chiharu przestaje zjawiać się w szkole. O nastolatkę martwi się jej przyjaciółka, Asami, tym bardziej, że dziewczyna zupełnie odcina się od świata i poświecą właściwie tylko graniu w grę „Portus” aż w końcu popełnia samobójstwo. Koniec? Dopiero początek, bo Asami i jej nauczyciel chcą dowiedzieć się, co właściwie działo się w życiu dziewczyny, że tak się to skończyło. Tym bardziej, że przecież istnieje legenda miejsca na temat „Portusa” mówiąc o ukrytym poziomie, który może przeprowadzić gracza na „drugą stronę”. Czyżby była to prawda? A jeśli tak, jaka tajemnica skrywa się za grą? I jaki koszmar sprowadzi na siebie Asami?
Z tym „Portusem” to jest tak, że graficznie przypomina prace Ito – acz nie aż tak, by to rzucało się w oczy, chodzi bardziej o ogólną estetykę, niż jakieś konkretne elementy, choć pewne upodobania do łączenia absurdalnej niemal dziwności z pewną dozą makabry twórcy ci dzielą – ale fabularnie to jednak takie trochę, jak „The Ring”. No i bardzo fajnie, bo ja uwielbiam tą japońską grozę, która łączy paranormalne i klasyczne lęki z nowoczesnym. Lubię, kiedy dziewczyna wyłazi z telewizora albo przed kamerą monitoringu pojawiają się włosy kobiety, która od dawna nie żyje. No, albo jak tu, gdy w grze dzieje się coś, co ma wpływ na rzeczywistość.
Koncept fajny, wykonanie fajne i ogólnie miło się to czytało. Jun Abe zbyt wielkiego dorobku nie ma, to udzielił się w „Neon Genesis Evangelion: Comic Tribute”, to zaserwował nam „Boukyaku no Sachiko” czy „Alice in Wonderland”, ale nawet jak pogrzebać, niewiele w sumie jest o nim i o jego dziełach. Nie przebił się zatem jakoś mocno, nie wybił, ale tutaj pokazuje nam, że potrafi. No przynajmniej dla mnie potrafi, bo akurat trafił „Portusem” w mój gust i moje tematy, ale wychodzę z założenia, że to dla fanów, dla ludzi takich, jak ja właśnie, którzy lubią podobne rzeczy, a może nawet jak ja, dali się porwać najpierw boomowi na m&a w Polsce, a potem jeszcze na azjatyckie horrory.
No, ale wiadomo, horror można lubić albo nie, ale tej szaty graficznej nie da się nie lubić. Bardzo fajna, szczegółowa, nastrojowa, prosta, ale jeśli chodzi o zabawę rastrami czy skupienie się na detalach, jak mimika czy krwawe momenty, naprawdę świetnie to robi. I właśnie te rysunki robią najwięcej dla tomiku, świetnie wypadają i w ogóle złego słowa o nich powiedzieć się nie da. Więc kto lubi klimatyczne horrory, wie już sam najlepiej, co zrobić powinien.
Pliki cookies i pokrewne im technologie umożliwiają poprawne działanie strony i pomagają nam dostosować ofertę do Twoich potrzeb. Możesz zaakceptować wykorzystanie przez nas wszystkich tych plików i przejść do sklepu lub dostosować użycie plików do swoich preferencji, wybierając opcję "Dostosuj zgody".
W tym miejscu możesz określić swoje preferencje w zakresie wykorzystywania przez nas plików cookies.
Te pliki są niezbędne do działania naszej strony internetowej, dlatego też nie możesz ich wyłączyć.
Te pliki umożliwiają Ci korzystanie z pozostałych funkcji strony internetowej (innych niż niezbędne do jej działania). Ich włączenie da Ci dostęp do pełnej funkcjonalności strony.
Te pliki pozwalają nam na dokonanie analiz dotyczących naszego sklepu internetowego, co może przyczynić się do jego lepszego funkcjonowania i dostosowania do potrzeb Użytkowników.
Te pliki wykorzystywane są przez dostawcę oprogramowania, w ramach którego działa nasz sklep. Nie są one łączone z innymi danymi wprowadzanymi przez Ciebie w sklepie. Celem zbierania tych plików jest dokonywanie analiz, które przyczynią się do rozwoju oprogramowania. Więcej na ten temat przeczytasz w Polityce plików cookies Home.
Dzięki tym plikom możemy prowadzić działania marketingowe.
Michał
BĘDĘ GRAŁA W GRĘ Jest nowa horrorowa jednotomówka od Waneko. Tym razem padło na „Portus”, mangę celującą w klimaty rodem z historii Junjiego Ito, acz z własnym charakterem. Krótką, bo to nie seria, a jedne tom, jak nazwa wskazuje, konkretną i dość intensywną, jeśli chodzi o wrażenia, jakie nam zapewnia. No to kto lubi, gdy jest mrocznie, w sposób typowy dla straszaków, gdzie pełno jest a to makabrycznych scen, to znów paranormalnych, dziwnych widoków mających mrozić krew w żyłach, po tomik sięgnąć może śmiało, bo się nie zawiedzie. Chiharu przestaje zjawiać się w szkole. O nastolatkę martwi się jej przyjaciółka, Asami, tym bardziej, że dziewczyna zupełnie odcina się od świata i poświecą właściwie tylko graniu w grę „Portus” aż w końcu popełnia samobójstwo. Koniec? Dopiero początek, bo Asami i jej nauczyciel chcą dowiedzieć się, co właściwie działo się w życiu dziewczyny, że tak się to skończyło. Tym bardziej, że przecież istnieje legenda miejsca na temat „Portusa” mówiąc o ukrytym poziomie, który może przeprowadzić gracza na „drugą stronę”. Czyżby była to prawda? A jeśli tak, jaka tajemnica skrywa się za grą? I jaki koszmar sprowadzi na siebie Asami? Z tym „Portusem” to jest tak, że graficznie przypomina prace Ito – acz nie aż tak, by to rzucało się w oczy, chodzi bardziej o ogólną estetykę, niż jakieś konkretne elementy, choć pewne upodobania do łączenia absurdalnej niemal dziwności z pewną dozą makabry twórcy ci dzielą – ale fabularnie to jednak takie trochę, jak „The Ring”. No i bardzo fajnie, bo ja uwielbiam tą japońską grozę, która łączy paranormalne i klasyczne lęki z nowoczesnym. Lubię, kiedy dziewczyna wyłazi z telewizora albo przed kamerą monitoringu pojawiają się włosy kobiety, która od dawna nie żyje. No, albo jak tu, gdy w grze dzieje się coś, co ma wpływ na rzeczywistość. Koncept fajny, wykonanie fajne i ogólnie miło się to czytało. Jun Abe zbyt wielkiego dorobku nie ma, to udzielił się w „Neon Genesis Evangelion: Comic Tribute”, to zaserwował nam „Boukyaku no Sachiko” czy „Alice in Wonderland”, ale nawet jak pogrzebać, niewiele w sumie jest o nim i o jego dziełach. Nie przebił się zatem jakoś mocno, nie wybił, ale tutaj pokazuje nam, że potrafi. No przynajmniej dla mnie potrafi, bo akurat trafił „Portusem” w mój gust i moje tematy, ale wychodzę z założenia, że to dla fanów, dla ludzi takich, jak ja właśnie, którzy lubią podobne rzeczy, a może nawet jak ja, dali się porwać najpierw boomowi na m&a w Polsce, a potem jeszcze na azjatyckie horrory. No, ale wiadomo, horror można lubić albo nie, ale tej szaty graficznej nie da się nie lubić. Bardzo fajna, szczegółowa, nastrojowa, prosta, ale jeśli chodzi o zabawę rastrami czy skupienie się na detalach, jak mimika czy krwawe momenty, naprawdę świetnie to robi. I właśnie te rysunki robią najwięcej dla tomiku, świetnie wypadają i w ogóle złego słowa o nich powiedzieć się nie da. Więc kto lubi klimatyczne horrory, wie już sam najlepiej, co zrobić powinien.