Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką:
30,00 €
Jeżeli produkt jest sprzedawany krócej niż 30 dni, wyświetlana jest najniższa cena od momentu, kiedy produkt pojawił się w sprzedaży.
Opinie o produkcie (1)
Michał Lipka
20 października 2020
ŻEGNAJ, FRANK
„Punisher Max” w wykonaniu Jasona Aarona, to bodajże najlepsze dzieło, jakie wyszło spod ręki tego mocno przeciętnego, przereklamowanego i niestety jedynie kopiującego pomysły innych scenarzysty. Może dlatego, że tym razem skupił się na powielaniu tego, co było takie genialne w runie Gartha Ennisa? Tak czy inaczej, jego „Puni”, choć nie tak wyśmienity, jak ennisowska wersja, to nie tylko dobra kontynuacja, ale też i znakomite zwieńczenie świetnej, dojrzałej, krwawej i brutalnej serii, która pokazała, jaki naprawdę powinien być bohater z czaszką na piersi.
Po tym, jak Punisher musiał zmierzyć się z Kingpinem i Bullseye’em, niemal stracił życie. Co gorsza, walka przypomniała mu nie tylko o ostatnich chwilach jego rodziny, ale też i uświadomiła, co tak naprawdę wtedy się wydarzyło i ile w tym było winy samego Franka. Teraz nasz bohater przebywa w ciężkim stanie w szpitalu. Uwięziony, zmuszony zmagać się ze wszystkim, co tworzyło jego mit i prawdą, której nie chciałby nigdy wyjawić, musi przygotować się na starcie z Kingpinem. Problem w tym, że ten trzęsie już całym Nowym Jorkiem, a co więcej na scenie pojawia się zabójcza Elektra. Czym to wszystko się skończy? Kto wygra, a kto przegra? I, co najważniejsze, kto zdoła przeżyć to, co nadciąga?
Jason Aaron nie jest pomysłowym scenarzystą. Każde dzieło, które stworzył było kopią jakiegoś innego. Czasem pisarz brał na warsztat dobre komiksy, czasem słabe. Z jego powielaniem też różnie było, chociaż zdarzyło mu się stworzyć kilka udanych komiksów. Wszystkie z nich były stricte rozrywkowe, żaden nie okazał się zawierać głębi czy przesłania. Ale „Punisher Max” jest wyjątkiem ocierającym się o nieco wyższą rozrywkę, niż przeciętne komiksy dla nastoletnich odbiorców. I nie chodzi tylko o to, że całość jest tak krwawa, brutalna i wulgarna, że zaklasyfikowano ją do kategorii 18+.
Ennis w swoim runie, podobnie, jak Tarantino w swoich filmach, wykorzystał krew, przemoc, przekleństwa i czarny humor do zbudowania przejmującej opowieści o samotnym mścicielu, który nie jest wcale lepszy od swoich ofiar. Ale my i tak go rozumiemy, popieramy, kibicujemy mu. Dodatkowo pod litrami krwi zawarł też swoisty komentarz społeczny, bawił się ulubionymi motywami i wątkami i sprawił, że Puni stał się przyziemny i mocno osadzany w naszej rzeczywistości. Aaron kontynuuje to wszystko w dobrym stylu. Nie wiem czy ma świadomość, że nie zdoła zrobić czegoś takiego, jak poprzednik, czy robi to podświadomie, ale skupia się nie na wyższych wartościach, a ostrej, krwawej zabawie i zaskoczeniach serwowanych, kiedy tylko może.
W konsekwencji w ręce fanów trafia mocny komiks dla dorosłych. Bezkompromisowy, ostry, tylko rozrywkowy, ale jest to rozrywka naprawdę dobra. I zwieńczona znakomitym finałem, który doskonale do niej pasuje. Świetnie przy tym narysowana – prostota kreski Dillona i jego ponure z miny męskie postacie plus stonowany, prosty kolor doskonale pasują do „Punishera” – i tak samo dobrze wydana. Aż szkoda, że to już koniec. Z drugiej strony wciąż jeszcze istnieją inne znakomite komiksy z tej serii, jak choćby „Witaj w domu, Frank” i jego kontynuacja – obie napisane przez Ennisa – a także „Untold Tales of Punisher Max” czy one-shoty, więc może jeszcze spotkamy się z Frankiem.
Pliki cookies i pokrewne im technologie umożliwiają poprawne działanie strony i pomagają nam dostosować ofertę do Twoich potrzeb. Możesz zaakceptować wykorzystanie przez nas wszystkich tych plików i przejść do sklepu lub dostosować użycie plików do swoich preferencji, wybierając opcję "Dostosuj zgody".
W tym miejscu możesz określić swoje preferencje w zakresie wykorzystywania przez nas plików cookies.
Te pliki są niezbędne do działania naszej strony internetowej, dlatego też nie możesz ich wyłączyć.
Te pliki umożliwiają Ci korzystanie z pozostałych funkcji strony internetowej (innych niż niezbędne do jej działania). Ich włączenie da Ci dostęp do pełnej funkcjonalności strony.
Te pliki pozwalają nam na dokonanie analiz dotyczących naszego sklepu internetowego, co może przyczynić się do jego lepszego funkcjonowania i dostosowania do potrzeb Użytkowników.
Te pliki wykorzystywane są przez dostawcę oprogramowania, w ramach którego działa nasz sklep. Nie są one łączone z innymi danymi wprowadzanymi przez Ciebie w sklepie. Celem zbierania tych plików jest dokonywanie analiz, które przyczynią się do rozwoju oprogramowania. Więcej na ten temat przeczytasz w Polityce plików cookies Home.
Dzięki tym plikom możemy prowadzić działania marketingowe.
Michał Lipka
ŻEGNAJ, FRANK „Punisher Max” w wykonaniu Jasona Aarona, to bodajże najlepsze dzieło, jakie wyszło spod ręki tego mocno przeciętnego, przereklamowanego i niestety jedynie kopiującego pomysły innych scenarzysty. Może dlatego, że tym razem skupił się na powielaniu tego, co było takie genialne w runie Gartha Ennisa? Tak czy inaczej, jego „Puni”, choć nie tak wyśmienity, jak ennisowska wersja, to nie tylko dobra kontynuacja, ale też i znakomite zwieńczenie świetnej, dojrzałej, krwawej i brutalnej serii, która pokazała, jaki naprawdę powinien być bohater z czaszką na piersi. Po tym, jak Punisher musiał zmierzyć się z Kingpinem i Bullseye’em, niemal stracił życie. Co gorsza, walka przypomniała mu nie tylko o ostatnich chwilach jego rodziny, ale też i uświadomiła, co tak naprawdę wtedy się wydarzyło i ile w tym było winy samego Franka. Teraz nasz bohater przebywa w ciężkim stanie w szpitalu. Uwięziony, zmuszony zmagać się ze wszystkim, co tworzyło jego mit i prawdą, której nie chciałby nigdy wyjawić, musi przygotować się na starcie z Kingpinem. Problem w tym, że ten trzęsie już całym Nowym Jorkiem, a co więcej na scenie pojawia się zabójcza Elektra. Czym to wszystko się skończy? Kto wygra, a kto przegra? I, co najważniejsze, kto zdoła przeżyć to, co nadciąga? Jason Aaron nie jest pomysłowym scenarzystą. Każde dzieło, które stworzył było kopią jakiegoś innego. Czasem pisarz brał na warsztat dobre komiksy, czasem słabe. Z jego powielaniem też różnie było, chociaż zdarzyło mu się stworzyć kilka udanych komiksów. Wszystkie z nich były stricte rozrywkowe, żaden nie okazał się zawierać głębi czy przesłania. Ale „Punisher Max” jest wyjątkiem ocierającym się o nieco wyższą rozrywkę, niż przeciętne komiksy dla nastoletnich odbiorców. I nie chodzi tylko o to, że całość jest tak krwawa, brutalna i wulgarna, że zaklasyfikowano ją do kategorii 18+. Ennis w swoim runie, podobnie, jak Tarantino w swoich filmach, wykorzystał krew, przemoc, przekleństwa i czarny humor do zbudowania przejmującej opowieści o samotnym mścicielu, który nie jest wcale lepszy od swoich ofiar. Ale my i tak go rozumiemy, popieramy, kibicujemy mu. Dodatkowo pod litrami krwi zawarł też swoisty komentarz społeczny, bawił się ulubionymi motywami i wątkami i sprawił, że Puni stał się przyziemny i mocno osadzany w naszej rzeczywistości. Aaron kontynuuje to wszystko w dobrym stylu. Nie wiem czy ma świadomość, że nie zdoła zrobić czegoś takiego, jak poprzednik, czy robi to podświadomie, ale skupia się nie na wyższych wartościach, a ostrej, krwawej zabawie i zaskoczeniach serwowanych, kiedy tylko może. W konsekwencji w ręce fanów trafia mocny komiks dla dorosłych. Bezkompromisowy, ostry, tylko rozrywkowy, ale jest to rozrywka naprawdę dobra. I zwieńczona znakomitym finałem, który doskonale do niej pasuje. Świetnie przy tym narysowana – prostota kreski Dillona i jego ponure z miny męskie postacie plus stonowany, prosty kolor doskonale pasują do „Punishera” – i tak samo dobrze wydana. Aż szkoda, że to już koniec. Z drugiej strony wciąż jeszcze istnieją inne znakomite komiksy z tej serii, jak choćby „Witaj w domu, Frank” i jego kontynuacja – obie napisane przez Ennisa – a także „Untold Tales of Punisher Max” czy one-shoty, więc może jeszcze spotkamy się z Frankiem.