Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.
Świat „Strażników” zderza się z uniwersum DC w „Zegarze zagłady” autorstwa Geoffa Johnsa i Gary’ego Franka, cenionego przez krytyków duetu, który ma na koncie takie komiksy jak „Shazam” i „Batman. Ziemia Jeden”.
Siedem lat po wydarzeniach ze „Strażników” Adrian Veidt został zdemaskowany jako odpowiedzialny za śmierć milionów ludzi. Teraz jest ścigany, lecz obmyślił nowy plan, jak zrehabilitować się w oczach świata. Pierwszy krok? Znaleźć Doktora Manhattana. Wraz z nowym Rorschachem oraz niewidzianymi nigdy dotąd Mimem i Marionetką podąża śladem Manhattana do uniwersum DC, które znalazło się na skraju upadku, ponieważ napięcia międzynarodowe przesuwają wskazówki zegara zagłady coraz bliżej północy. Czy to wszystko sprawka doktora Manhattana?
Scenarzysta: Tom King Ilustrator: Jorge Fornés Seria: Strażnicy Format: 170x260 mm Liczbastron: 312 Oprawa: twarda Papier: kredowy Druk: kolor
Koszty dostawy
Cena nie zawiera ewentualnych kosztów płatności
Kraj wysyłki:
Opinie o produkcie (1)
Michał
25 listopada 2022
RORSCHACH WRACA?
„Strażnicy” przez dekady byli komiksem, którego się nie tykało. Legendą, w jaką ingerować nie było można. Ani trzeba. Bo i po co. Może i Alan Moore ma lepsze dzieła, może i bliższe ideałowi – sam tak uważa zresztą – ale w komiksie superhero i antihero nie było i nie będzie doskonalszego uchwycenia tematu nadludzi. Więc co tu dodawać? Ale jednak dodano. Dodano nieco o bohaterach, zrobiono film, potem rzucono się na głęboką wodę i postanowiono włączyć te postacie i wydarzenia do głównego nurtu, dopowiedzieć ciąg dalszy – zupełnie inny w komiksach, a inny w serialu – i tak docieramy do tego momentu. „Zegar zagłady”, gdzie to włączenie i kontynuowanie miało miejsce, był świetny. „Rorschach” też jest świetny. I przy okazji to najlepsza obok „Mister Miracle” i „Visiona” historia Toma Kinga wydana na polskim rynku.
Rok 1985. Dochodzi do wielkich wydarzeń, które ratują świat. Koszt jest wysoki, tak w ludziach, jak i w herosach. Rorschach też ginie.
Rok 2020. Gdy w USA dochodzi do zamachu na kandydata na prezydenta, sytuacja komplikuje się, gdy okazuje się, że jedynym z wrogów jest staruszek podający się za Rorschacha właśnie. Czy to możliwe, że przeżył? A jeśli tak to jak i dlaczego wrócił dopiero teraz?
Znów Tom King i znów pozamiatał. Ja wiem, że wielu się ten komiks nie spodoba, jak i nie spodobało się to całe zamieszanie ze Strażnikami w ramach „DC Odrodzenie”, zwieńczone „Zegarem zagłady”, ale tamte historie przypadły mi do gustu, z szacunkiem podeszły do pierwowzorów i broniły się całkiem dobrze, nie idąc zbyt łatwą drogą. I tak samo jest tym razem. „Rorschach” to nie drudzy „Strażnicy”, tamtych nic nie zastąpi, ale uzupełnienie znakomite. I znakomita, intrygująca historia w miarę samodzielna. W miarę, King starał się zrobić, co mógł, ale odciąć się od przeszłości i całego dorobku, z ciężarem historii po prostu nie da. Niemniej stworzył komiks iście rewelacyjny.
Co w nim mamy? To, co w „Strażnikach”, choć podane z własną wrażliwością: intrygujące postacie osadzone w fabule, którą do przodu pcha na równi akcja, jak i detektywistyczna zagadka. Jest tu komentarz społeczny, jest pochylenie się nad superhero, jako takim, a wszystko to w opowieści, gdzie mamy miks rozrywki i zaangażowania.
Do tego dochodzą ilustracje bliskie „Strażnikom” i zarazem im dalekie. Ale pasujące i do tej opowieści, i do tego wszystkiego, co ona kontynuuje i rozwija. Brudna, prosta, ale realistyczna, z kolorem bardziej złożonym, choć zarazem mniej ekspresyjnym, niż w klasyce Moore’a, wpada w oko i naprawdę dobrze się prezentuje.
I tyle. Świetny komiks, tak po prostu. Doskonała historia jako taka i znakomity dodatek do legendy. Nie wszystkich kupi – nie kupi tych uprzedzonych do jakiegokolwiek tykania pierwowzoru – ale każdy, kto lubi dobre opowieści graficzne, coś tu dla siebie znajdzie.
Pliki cookies i pokrewne im technologie umożliwiają poprawne działanie strony i pomagają nam dostosować ofertę do Twoich potrzeb. Możesz zaakceptować wykorzystanie przez nas wszystkich tych plików i przejść do sklepu lub dostosować użycie plików do swoich preferencji, wybierając opcję "Dostosuj zgody".
W tym miejscu możesz określić swoje preferencje w zakresie wykorzystywania przez nas plików cookies.
Te pliki są niezbędne do działania naszej strony internetowej, dlatego też nie możesz ich wyłączyć.
Te pliki umożliwiają Ci korzystanie z pozostałych funkcji strony internetowej (innych niż niezbędne do jej działania). Ich włączenie da Ci dostęp do pełnej funkcjonalności strony.
Te pliki pozwalają nam na dokonanie analiz dotyczących naszego sklepu internetowego, co może przyczynić się do jego lepszego funkcjonowania i dostosowania do potrzeb Użytkowników.
Te pliki wykorzystywane są przez dostawcę oprogramowania, w ramach którego działa nasz sklep. Nie są one łączone z innymi danymi wprowadzanymi przez Ciebie w sklepie. Celem zbierania tych plików jest dokonywanie analiz, które przyczynią się do rozwoju oprogramowania. Więcej na ten temat przeczytasz w Polityce plików cookies Home.
Dzięki tym plikom możemy prowadzić działania marketingowe.
Michał
RORSCHACH WRACA? „Strażnicy” przez dekady byli komiksem, którego się nie tykało. Legendą, w jaką ingerować nie było można. Ani trzeba. Bo i po co. Może i Alan Moore ma lepsze dzieła, może i bliższe ideałowi – sam tak uważa zresztą – ale w komiksie superhero i antihero nie było i nie będzie doskonalszego uchwycenia tematu nadludzi. Więc co tu dodawać? Ale jednak dodano. Dodano nieco o bohaterach, zrobiono film, potem rzucono się na głęboką wodę i postanowiono włączyć te postacie i wydarzenia do głównego nurtu, dopowiedzieć ciąg dalszy – zupełnie inny w komiksach, a inny w serialu – i tak docieramy do tego momentu. „Zegar zagłady”, gdzie to włączenie i kontynuowanie miało miejsce, był świetny. „Rorschach” też jest świetny. I przy okazji to najlepsza obok „Mister Miracle” i „Visiona” historia Toma Kinga wydana na polskim rynku. Rok 1985. Dochodzi do wielkich wydarzeń, które ratują świat. Koszt jest wysoki, tak w ludziach, jak i w herosach. Rorschach też ginie. Rok 2020. Gdy w USA dochodzi do zamachu na kandydata na prezydenta, sytuacja komplikuje się, gdy okazuje się, że jedynym z wrogów jest staruszek podający się za Rorschacha właśnie. Czy to możliwe, że przeżył? A jeśli tak to jak i dlaczego wrócił dopiero teraz? Znów Tom King i znów pozamiatał. Ja wiem, że wielu się ten komiks nie spodoba, jak i nie spodobało się to całe zamieszanie ze Strażnikami w ramach „DC Odrodzenie”, zwieńczone „Zegarem zagłady”, ale tamte historie przypadły mi do gustu, z szacunkiem podeszły do pierwowzorów i broniły się całkiem dobrze, nie idąc zbyt łatwą drogą. I tak samo jest tym razem. „Rorschach” to nie drudzy „Strażnicy”, tamtych nic nie zastąpi, ale uzupełnienie znakomite. I znakomita, intrygująca historia w miarę samodzielna. W miarę, King starał się zrobić, co mógł, ale odciąć się od przeszłości i całego dorobku, z ciężarem historii po prostu nie da. Niemniej stworzył komiks iście rewelacyjny. Co w nim mamy? To, co w „Strażnikach”, choć podane z własną wrażliwością: intrygujące postacie osadzone w fabule, którą do przodu pcha na równi akcja, jak i detektywistyczna zagadka. Jest tu komentarz społeczny, jest pochylenie się nad superhero, jako takim, a wszystko to w opowieści, gdzie mamy miks rozrywki i zaangażowania. Do tego dochodzą ilustracje bliskie „Strażnikom” i zarazem im dalekie. Ale pasujące i do tej opowieści, i do tego wszystkiego, co ona kontynuuje i rozwija. Brudna, prosta, ale realistyczna, z kolorem bardziej złożonym, choć zarazem mniej ekspresyjnym, niż w klasyce Moore’a, wpada w oko i naprawdę dobrze się prezentuje. I tyle. Świetny komiks, tak po prostu. Doskonała historia jako taka i znakomity dodatek do legendy. Nie wszystkich kupi – nie kupi tych uprzedzonych do jakiegokolwiek tykania pierwowzoru – ale każdy, kto lubi dobre opowieści graficzne, coś tu dla siebie znajdzie.