Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką:
18,39 zł
Jeżeli produkt jest sprzedawany krócej niż 30 dni, wyświetlana jest najniższa cena od momentu, kiedy produkt pojawił się w sprzedaży.
Opinie o produkcie (1)
Michał
19 maja 2022
NA STYKU NADZIEI I ODRZUCENIA
Shoujo albo się kocha, albo nie. Jak wszystkie gatunki, typy i cokolwiek przyjedzie Wam do głowy. Ale jeśli shoujo kochacie, „Kocha… nie kocha…” po prostu nie kochać się nie da, bo ta manga to kwintesencja szojkowych tematów, emocji i delikatności.
Czy to jest przyjaźń, czy to jest kochanie? Odwieczne pytanie gnębi Rio, który zbliża się do Yuny, ale nie wie jeszcze czy ją kocha, czy może jedynie takie odnosi wrażenie. Ale wtedy na scenie pojawia się konkurencja i… Czy to cokolwiek zmieni? Jakby tego było mało nadchodzi czas letniego festiwalu, a wtedy dochodzi do nieoczekiwanego wydarzenia…
„Kocha… nie kocha…”, chociaż oryginalnością nie grzeszy, nadrabia to wyciśnięciem wszystkiego, co najlepsze z shoujo. Kwintesencję na nowo obleczoną w szaty, które już znamy. Bo w tej mandze znane jest nam wszystko, z tym, że właśnie czegoś takiego chcemy. Bo nie sięgamy po szojkę w nadziei, że dostaniemy tam walkę i epickie sceny. Od lektury wymagamy lekkości, czułości, emocji i miłosnych zawirowań, mącących w życiu bohaterów, których typy są nam dobrze znane i lubiane. A przede wszystkim chcemy, by każdy z tych elementów był dobrze wykonany. I w tym wypadku jest.
Jak na opowieść o miłości przystało, życie uczuciowe bohaterów plącze się mocno już od pierwszego tomu i z każdą kolejną częścią jest tylko bardziej pokręcone. Ktoś kogoś kocha, ale ten kocha kogoś innego, chociaż robi nadzieje, ktoś inny jest kochany przez kogoś, przez kogo by nie chciał. Ktoś się przyjaźni, ktoś o przyjaźń się boi. A w środku tego wszystkiego jest jeszcze szkolne i domowe życie, ściśnięte emocjami, jak w imadle. A te imadło ściska też coś w nas. No bo każdy z nas kochał, może jakieś wyjątki są, ale można śmiało założyć, że jakieś uczucia z kimś nas łączyły. I nie sposób akcji takiej, jak ta, jak żywcem wyrwana z codzienności młodzieżowej miłości, jakiej sami doświadczaliśmy, gdzieś na styku nadziei i odrzucenia.
A jeśli chodzi o szatę graficzną, to jak pisałem przy okazji omawiania poprzednich tomów, a nic w tej materii się nie zmieniło, „Kocha… nie kocha…” to przyjemnie zilustrowana opowieść. Króluje tutaj prostota i lekkość, grafiki pozbawione nadmiaru czerni i oszczędne mają w sobie jednak urok, a odsunięcie dopracowywania teł na drugi plan pozwala skoncentrować się na postaciach i ich emocjach – czyli na tym, co najważniejsze.
Efekt finalny jest bardzo przyjemny dla oka, ale jeszcze przyjemniejszy w odbiorze. Emocjonalnie nasycona, zapada w pamięć, w sercu zostaje i satysfakcjonuje. Wcale nie tylko płeć piękną, do której jest kierowana całość.
Pliki cookies i pokrewne im technologie umożliwiają poprawne działanie strony i pomagają nam dostosować ofertę do Twoich potrzeb. Możesz zaakceptować wykorzystanie przez nas wszystkich tych plików i przejść do sklepu lub dostosować użycie plików do swoich preferencji, wybierając opcję "Dostosuj zgody".
W tym miejscu możesz określić swoje preferencje w zakresie wykorzystywania przez nas plików cookies.
Te pliki są niezbędne do działania naszej strony internetowej, dlatego też nie możesz ich wyłączyć.
Te pliki umożliwiają Ci korzystanie z pozostałych funkcji strony internetowej (innych niż niezbędne do jej działania). Ich włączenie da Ci dostęp do pełnej funkcjonalności strony.
Te pliki pozwalają nam na dokonanie analiz dotyczących naszego sklepu internetowego, co może przyczynić się do jego lepszego funkcjonowania i dostosowania do potrzeb Użytkowników.
Te pliki wykorzystywane są przez dostawcę oprogramowania, w ramach którego działa nasz sklep. Nie są one łączone z innymi danymi wprowadzanymi przez Ciebie w sklepie. Celem zbierania tych plików jest dokonywanie analiz, które przyczynią się do rozwoju oprogramowania. Więcej na ten temat przeczytasz w Polityce plików cookies Home.
Dzięki tym plikom możemy prowadzić działania marketingowe.
Michał
NA STYKU NADZIEI I ODRZUCENIA Shoujo albo się kocha, albo nie. Jak wszystkie gatunki, typy i cokolwiek przyjedzie Wam do głowy. Ale jeśli shoujo kochacie, „Kocha… nie kocha…” po prostu nie kochać się nie da, bo ta manga to kwintesencja szojkowych tematów, emocji i delikatności. Czy to jest przyjaźń, czy to jest kochanie? Odwieczne pytanie gnębi Rio, który zbliża się do Yuny, ale nie wie jeszcze czy ją kocha, czy może jedynie takie odnosi wrażenie. Ale wtedy na scenie pojawia się konkurencja i… Czy to cokolwiek zmieni? Jakby tego było mało nadchodzi czas letniego festiwalu, a wtedy dochodzi do nieoczekiwanego wydarzenia… „Kocha… nie kocha…”, chociaż oryginalnością nie grzeszy, nadrabia to wyciśnięciem wszystkiego, co najlepsze z shoujo. Kwintesencję na nowo obleczoną w szaty, które już znamy. Bo w tej mandze znane jest nam wszystko, z tym, że właśnie czegoś takiego chcemy. Bo nie sięgamy po szojkę w nadziei, że dostaniemy tam walkę i epickie sceny. Od lektury wymagamy lekkości, czułości, emocji i miłosnych zawirowań, mącących w życiu bohaterów, których typy są nam dobrze znane i lubiane. A przede wszystkim chcemy, by każdy z tych elementów był dobrze wykonany. I w tym wypadku jest. Jak na opowieść o miłości przystało, życie uczuciowe bohaterów plącze się mocno już od pierwszego tomu i z każdą kolejną częścią jest tylko bardziej pokręcone. Ktoś kogoś kocha, ale ten kocha kogoś innego, chociaż robi nadzieje, ktoś inny jest kochany przez kogoś, przez kogo by nie chciał. Ktoś się przyjaźni, ktoś o przyjaźń się boi. A w środku tego wszystkiego jest jeszcze szkolne i domowe życie, ściśnięte emocjami, jak w imadle. A te imadło ściska też coś w nas. No bo każdy z nas kochał, może jakieś wyjątki są, ale można śmiało założyć, że jakieś uczucia z kimś nas łączyły. I nie sposób akcji takiej, jak ta, jak żywcem wyrwana z codzienności młodzieżowej miłości, jakiej sami doświadczaliśmy, gdzieś na styku nadziei i odrzucenia. A jeśli chodzi o szatę graficzną, to jak pisałem przy okazji omawiania poprzednich tomów, a nic w tej materii się nie zmieniło, „Kocha… nie kocha…” to przyjemnie zilustrowana opowieść. Króluje tutaj prostota i lekkość, grafiki pozbawione nadmiaru czerni i oszczędne mają w sobie jednak urok, a odsunięcie dopracowywania teł na drugi plan pozwala skoncentrować się na postaciach i ich emocjach – czyli na tym, co najważniejsze. Efekt finalny jest bardzo przyjemny dla oka, ale jeszcze przyjemniejszy w odbiorze. Emocjonalnie nasycona, zapada w pamięć, w sercu zostaje i satysfakcjonuje. Wcale nie tylko płeć piękną, do której jest kierowana całość.